Będzie o wodospadach. Walia ma ich zatrzęsienie. Patrzymy na mapkę: pomiędzy miastami Neath i Merthyr Tydfil, nieco na północ, rozciąga się dolina Neath Valley. Wodospadowe eldorado na krawędzi parku narodowego Brecon Beacons. Szlak którego szukamy nazywa się – nie zgadniesz – The Waterfalls Walk. Mapka orientacyjna by nieocenione google (kliknij żeby powiększyć):
Dokładniejsza mapka terenu do obejrzenia o tutaj.
Waterfall Walk nie jest bardzo trudny, chociaż czasem może być troszkę pod górkę, a czasem ślisko (przy wodospadach), ale ogólnie nie trzeba być przesadnie wysportowanym (wszyscy wiedzą, że to niezdrowe). Widziałam nawet kobitkę na kulach. Trzeba za to na pewno mieć dobre wygodne buty, a i kalosz nie hańba. Piękne miejsce na spacer, ścieżki biegną przez lasy wzdłuż rzeki, i jeśli to nie bank holiday, to cisza i spokój, jeno ruczaj szemrze i ptica pląska. Mają tam conajmniej 4 różne ścieżki, ja póki co spróbowałam dwóch, obie bardzo ładne. Spacerek można rozpocząć z dwóch stron: od wsi Pont Nedd Fechen (bezpłatny nieduży parking koło pubu, trudno przeoczyć, kibelek też jest, którą to informację osobiście uważam za cenną) albo od płatnego parkingu w miejscowości Ystradfellte (jakieś 4 funty). Uwaga, nie warto pchać na wyżej położony parking leśny, też się płaci, a strażnik leśny ostrzegł nas, że mają plagę włamań do samochodów. A jak już się zapuścisz w te ścieżki, to można zobaczyć takie zjawiska:
I takie:
Warto się wybrać w te rejony o każdej porze roku. Warto też nie przejmować się tym, że ścieżkę czasem zagradzają kamienie, bo jak się człowiek już wespnie, i odzyska przytomność, to zupełnie nieoczekiwanie zza skały może się wynurzyć taki widok:
Z uwagi na wyjątkowo ostre światło tego dnia fota nie jest najlepsza, ale to jest bez wątpienia jeden z najpiękniejszych wodospadów jakie widziałam (a widziałam sporo) – wielopoziomowy, wysoki jak wieżowiec, rozłożysty – majestetyczny. Można siedzieć i gapić się. Magia.
Jest jeszcze takie miejsce niedaleko Neath, o które można zahaczyć w drodze do/z wodospadów. Nazywa się Aberdulais Falls i jest zaraz przy głównej drodze. Zasadniczo to jeszcze jeden wodospad, w towarzystwie takiej wielkiej turbiny wodnej i innych pozostałości po perłach słynnej rewolucji przemysłowej zapoczątkowanej w Anglii w końcu XIXw, która w odróżnieniu od październikowej wniosła coś do rozwoju społeczeństw, oraz w odróżnieniu od październikowej nie miała na celu zrównania klas społecznych. Bardzo to wszystko ładnie wygląda, a duch rewolucji w ruinach wciąż żywy jak Lenin w Poroninie.
Opiekuje się tym wszystkim National Trust (instytucja oparta na wolontariacie i funduszach zebranych od członków i turystów), więc trzeba wyskoczyć z kasy żeby wejść na teren, ale warto, bo rzecz jest ciekawa, no i to zacnie wspomóc instytucję zajmującą się ochroną dziedzictwa narodowego, nawet innego narodu. A wodospad tam mają taki (niekoniecznie w tej barwie):
_______________________________________________________________
Kuba mówi, że ma krasz na koleżankę z pracy i od tego ciągle boli go głowa. Ja mówię, że może to tylko świńska grypa.
Rozumiemy się bez słów! Zobaczyłam te wodospady i pomyślałam że muszę to zobaczyć,choćby na czterech a dojdę.Myślę że świńska grypa nie pokrzyżuje nam planów.
A ja się dziś wybrałem w tamte okolice,ale z braku czasu polazłem zobaczyć jeden wodospad-Sgwd yr Erin.
Ale wcześniej zaliczyłem gorzelnię w Penderyn-jedyną w Walii nota bene;
zwiedziłem,skosztowałem po raz kolejny,bo znam te trunki,ale tak na miejscu gdzie to robia to zawsze jakoś milej,rzekłby-jeszcze ciepła panie.
Niedaleko stamtąd jest we wsi pub Tafarn Llew-czerwony smok rzecz jasna, i stamtąd drogą w dół aż do kurnika i w lewo i potem to już szlakim.
No widoczki w dechę i jak już się dolezie do Erin to se można przejść za nim,wypasik!
Także tego,senkju za namiary na te okolice Anno i polecam gorzelnię:)
do następnego!
A co się tyczy świńskiej grypy to (nie wiem czy mogę tu umieścić,jakby co to usuniesz ten komentarz) polecam lekturę
http://www.facebook.com/group.php?gid=111448091846
Sgwd yr Eira miało być:)
Prawie było, w przypadku nazw walijskich, zwłaszcza takich jak ta np.: Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch ja osobiście dopuszczam spory margines literówek :)
No patrz pan, o gorzelni nie wiedziałam, ale to może dlatego, że z alkoholi preferuję kakao (czasami whisky irlandzką). Ale patrzę sobie własnie na ich stronkę, i wygląda na to, że asortyment mają szeroki, co chwalebne, i jakie śliczne beczusie, w sam raz na fajową fotę. Dzięki za polecenie, czuję, że mój następny wyjazd do wodospadów okaże się raczej wyjazdem do wód.
___________
Do działań koncernów farmaceutycznych i takich tam mam stosunek zdecydowanie podejrzliwy, by nie rzec głęboko niechętny, więc niech sobie link wisi ku pożytkowi ogólnemu.