Według ostatnich, jakże odkrywczych! badań statystycznych, Walia jest najbiedniejszym krajem w brytyjskiej wspólnocie. Średni przychód na mieszkańca w 2009 wynosił około 74% średniego przychodu w pozostałych krajach UK. Nie ma szans, żeby bieżący rok prezentował się lepiej – wciąż trawimy recesję, dramatycznie brakuje inwestycji tworzących miejsca pracy, a oszczędnościowe cięcia rządowe, strukturalne i ludzkie, które uderzą w Walię z mocą tornada, są tuż tuż.
Ale to wszystko nic. Council z Bridgend właśnie wydał kupę szmalu z naszych podatków na zakup 660 czerwonych czapeczek. Będzie bił rekord Guinessa w ilości elfów upchniętych na jednej ulicy w tym samym czasie. Gorąco zachęca wszystkie elfy z hrabstwa do spontanicznego upchnięcia się, po uprzednim nałożeniu wzmiankowanej czapeczki. Nie ma informacji, czy będzie można zatrzymać czapeczkę, albo dostać rabacik na council taxie, ale na pewno będzie można zjeść prawdziwego walijskiego hamburgera, cokolwiek to oznacza, i przy odrobinie szczęścia skołować dla dzieciaka balonik ze sklepu z telefonami.
Może nie ma chleba, ale za to są igrzyska. Władza wie, jak dbać o lud.
Nie no, jak ustanowi ten rekord, sprzeda czapeczki z potrójnym zyskiem i wtedy nakupi chleba. Idą święta, wierzę we władzę….
Kiedyś, gdzieś już tak było…. Nie macie wrażenia? Jak się naród trochę ogłupi, to odwraca się jego uwagę od spraw ważnych. Wszystkim szczęśliwiej się dzieje!
PS. Widzę, świąteczne „ubranko” blog wdział :)
A wdział, bo ubrałam choinkę i jakoś tak chwilowo opadł mi współczynnik cynizmu :)
Bomba;)
A gdzie i kiedy te trolle czy tez elfy zobaczyć będzie można?
W że tak powiem minioną sobotę w centrum miasta. Ale nie upadajmy na duchu, jeśli przegapiliśmy. Idzie wielkanoc, i council prawdopodobnie już prowadzi przetarg na osiemset półtorametrowych żółtych kurczaków delux organic plus celem bicia kolejnych rekordów.
Jak zwykle przespałem wielkopomny event…mam wyraźnie spóźniony zapłon do tego typu imprez
.. nie upadaj na duchu, mam dobre wieści, właśnie wróciłam z miasta i trwa Wielki Jarmark i tam też można dostać prawdziwego walijskiego hamburgera i poczuć się prawdziwie zintegrowanym lokalnie i w duchu nadchodzących świąt o charakterze religijnym ponoć.
W takim razie lecę na zakupy do żółtego ptaka i przy okazji zjem to coś co oni podają z parszywa dmuchaną bułką. Niestety nie zastąpi mi to zdjęć które moglem pstryknąć, ale gwarantowany rozstrój żołądka odciągnie moje myśli od tego smutnego dla mnie wydarzenia.