Piszę, bo dzisiaj był dobry dzień i chciałabym sobie go zapamiętac. Świeciło słońce (!), było ciepło i pojechałam w góry. Górki. Pagórki. Czyli znowu Brecon Beacons, gdzie można oddychac przestrzenią i cieszyc oko widokami. Dzisiaj mi się trochę przypomniało, że lubię Walię, i że czasem daje się życ w tej Krainie Deszczowców; chociaż wskaźniki, statystyki oraz prognozy często temu przeczą.
Zapraszam wszystkich z okolicy na jesienny relaks aktywny dla podładowania akumulatorów. Nie będzie ani ciężko, ani szczególnie pod górkę. Ale będzie ładnie. I cicho. Park narodowy Brecon Beacons jest obecnie moją ulubionym miejscem spacerowym; jest rozległy i zróżnicowany, i mieści w sobie góry, szlaki na każdą kondycję, dzikie pustkowia, wodospady, koślawe kościółki, rwące rzeki, ciacha z kremem w centrach informacji turystycznej i dużo innych rzeczy. Kto ma ochotę poczytac więcej, niech sobie zerknie na kategorię Brecon Beacons i Walia środkowa, dużo już pisałam o tej okolicy. Według mnie jest warta każdych pieniędzy wydanych na dojazd (czasem parking, i zazwyczaj ciacho).
Gdzie dokładnie jesteśmy: miejscowośc nazywa się Libanus i znajduje się o kilka mil od Brecon. Należy się kierowac na National Park Visitor Centre. Parking kosztuje 2.00 za 2 godziny albo 2.50 za cały dzień. Za parkingiem rozchodzi się w różnych kierunkach kilka ścieżek; dobry górski but to podstawa, a i kalosz nie hańba, bo bywa mokro.
A jak już się utrudzisz tym aktywnym relaksowaniem, to wróc do centrum, usiądź przy kawiarnianym stoliku i pozwól sobie na małe conieco:
Np. cream tea:
Albo ciasto marchewkowe do spółki z ptaszorem:
Ceny w kawiarni są nieco powyżej przeciętnych, ale ostatecznie każdy grosz idzie na utrzymanie centrum oraz parku i skoro całe to krajobrazowe dobro jest dla nas za darmo, to chyba możemy od czasu do czasu wypic herbatkę za 1.50 lub kawkę za 1.60.
A potem możesz sobie znowu pójśc np. w drugą stronę, albo jeszcze raz w tą samą. I znowu wrócic na herbatę. Prawda, że brzmi całkiem do rzeczy..?
Wspominałam, że to był dobry dzień? No.
I jeszcze chciałam zapytac, dlaczego prawie nikt nic nie pisze? Co ja mam, kurde, czytac? Do roboty, towarzysze. 5 czy 6 blogów wysycha w sieci na wiór. Dawac mi te okruchy dni, karmic mnie.
Genialne zdjęcia, aż mi się zachciało tam być. Wróbel tez niezły, ten farbowany.
Zawsze mówię, pokój jest. Inna sprawa, czy trafisz z pogodą :)
Jeszcze nie w tym tygodniu…
pięknie tam…
No. To wybierz się, panie Damianie.. :)
Walia jest piękna! Pozdrawiam. p.s. zdjęcia rewelacyjne
Stanęłam cała w pąsach w imieniu własnym oraz Walii :)
No,powiało optymizmem ,raduję się Twoja radością.
:)
no…pięknie, zdjęcia jak zwykle perfekcyjne więc nie warto o tym wspominać;) A ja dzis trochę przez przypadek tez pospacerowałam- jak Praga to tylko poza sezonem , poza weekendem i najlepiej we mgle. Było zimno i super- ale po tych Twoich pagórkach też bym pospacerowała…
Łapię się na tym, że czasem też lubię zimno i we mgle (to mokro i szaro nie lubię). Wyczekuję zapachu zimy w powietrzu. Będzie dobrze. Wrzuc jakieś fotki z tego spaceru, jak masz.
Jak zwykle wszystko urzekająco ujęte. Zaczynam się zastanawiać, czy tam faktycznie jest aż tak ładnie? Czy może Twoje ujęcia mocno „podkręcają” tą Walię? ;)
W drugiej kwestii postaram się trochę ruszyć moje „sieciowe poletko”, ale ostatnio jakoś praca mnie zmusiła do innych rzeczy….
I co ja mam odpowiedziec:)))
No trudno. Ładnie jest :)
Potwierdzam ,pieknie tam -zupełnie jak na zdjęciach ,.żadnej ściemy :).Osobiście sprawdzone.
Parę godzin temu wróciliśmy z Nowej Zelandii, więc wybacz, że się nie rozpisuję-wpadłam tylko powiedzieć, że piękna ta Wasza Walia. Pozdrawiam z upalnej Australii i posyłam trochę ciepła, bo mi już go wystarczy:-)
Dawaj każdą ilośc :) Słuchaj, nie można dodawac komentarzy u Ciebie, guzik ‚wyślij’ zniknął, hm. Chciałam tylko powiedziec, że też jestem fanką DH od jakichś dwóch tygodni i śmiertelnie kocham się w Bree.
hmm…nie wiem czemu nie ma napisu ale wystarczy nacisnąć to białe pole.Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi;)
och tak, Bree-rude jest fajne :D
No właśnie nie ma tam nic co można by nacisnąć, wczesniej było, bo wysyłałam. Może się samo ‚odpsuje’ następnym razem :)
Jak nie masz co czytać na blogach, to może coś co ma kartki? Norman Davis np? O Walii też pisze tyle że w ujęciu historycznym. Polecam.
Przeczytałam. Nie pamiętasz?:)
To się nazywa optymizm! Zresztą nie trudno o optymizm jak się mieszka w takim pięknym otoczeniu (niech by i padało!) i ma taki dar ujęcia tego piękna i piórem i obiektywem. A ptaszek wydaje się być całkiem komunikatywny:-)
No właśnie, czasem całkiem trudno.. to co tutaj leje, to nie jest taki zwykły sobie polski deszcz. To są miesiące nieustannego deszczu i szarówy przetykane z rzadka ładniejszym dniem. Jedyny plus takiego stanu rzeczy to to, że ładniejszy dzień się naprawdę docenia. Ptaszek tak, to jest ptaszek kawiarniany, zupełnie ma to to szaconku dla człowieka, niczego się nie boi, a za okruchem wlezie nawet do kieszeni.. :)