gdzie patrzeć, żeby zobaczyć

Uśmiechnęłam się ostatnio sarkastycznie pod nosem natrafiwszy na listę tzw. ‚atrakcji nie do ominięcia’ w Walii. Pierwsze miejsce zajmował zamek w Cardiff. Ja bardzo przepraszam, ale zamek w Cardiff, jakkolwiek przyjemny, ma tyle wspólnego z prawdziwą Walią co red. Jakubek z wynalezieniem żarówki (bez obrazy). I taki turysta, bywszy jedynie we stolycy, zwiedziwszy zamek i kilka pubów, nabiera zupełnie mylnego pojęcia o tym jak wygląda Walia. Jedyne co przychodzi mi do głowy w związku z nachalnym promowaniem zamku w Cardiff to kasa. Miasto oczywiście pęka w szwach od prywatnej inicjatywy o charakterze turystyczno-łupieżczym; kafeje, sklepy, pamiątkarnie, double-deckery z przewodnikiem, fast foody, wszyscy chcą zarobić. A tam, gdzie jest prawdziwa Walia, jest mało infrastruktury; i chociaż ostatecznie wszystkie drogi w Wielkiej Brytanii prowadzą zawsze do jakiegoś pubu, to będzie to pub na odludziu, na podłodze będzie miał wytarty dywan w kwiaty, w telewizorze będzie rugby a przy barze pan Jones z panem Llewellynem będą wymieniać opinie na temat niekompetencji sędziego (sędzia po walijsku to wanker*).

Zastanawiam się więc, gdzie ja bym cię zabrała, turysto, który wpadłeś do Walii na trzy dni. No więc, po pierwsze do sklepu celem nabycia parasola, a nawet ze trzech, bo wiatr pałami, wszystki pałami. Mamy w tym kraju ciekawe zjawisko atmosferyczne polegające na tym, że deszcz pada na skos niejako od dołu mocząc absolutnie wszystko. Red. Jakubek zarzeka się na wszystkie świętości, że kiedyś jedna kropla deszczu odbiła się od ziemi, wpadła mu do ucha, wyskoczyła drugim i radośnie roztrzaskała się o dach zaprzyjaźnionego polskiego spożywczaka (miewają znakomite małosolne).

A potem byśmy skoczyli gdzieś na wybrzeże, tam gdzie mają dzikie odludne plaże i strome klify; a potem w góry Brecon Beacons albo Snowdonii. Wpadlibyśmy do Tenby i do którejkolwiek mieściny Walii zachodniej. Do St. Fagans, muzeum-skansenu na obrzeżach Cardiff. Wspięlibyśmy się na jakiś zameczek. Przejechalibyśmy wąskimi ulicami słynnych Dolin (Valleys). Dopiero potem, jeśli ewentualnie zostałby ci jakieś siły na zwiedzanie, wpadlibyśmy na zamek w Cardiff, gdzie kupiłbyś sobie magnes ze smokiem walijskim na lodówkę.

A tam naprawdę, miałabym spory kłopot, gdzie cię zabrać, bo mi się tu, kurde, prawie wszystko podoba. Ale ja tak mam.  Tak wolę.

* onanista, mówiąc wprost; niezwykle przydatne słówko, zwłaszcza w ruchu drogowym.

11 uwag do wpisu “gdzie patrzeć, żeby zobaczyć

  1. papuas

    O rany, z takim podejściem, to tylko jakąś agencję turystyczną otwieraj. Taką do obwożenia rodaków po Walii. Ja się zapiszę na pierwszą wycieczkę!

  2. Twój blog jest już świetnym przewodnikiem po Walii- więc może byłby czas przelać go na papier…wiem, czasy papieru odchodzą a lasy kurczą- ale fajnie by było…ps.my się piszemy na x-tą wycieczkę, gdy tylko Bartek wyrośnie z fochów, że góra nie w tym miejscu, w którym by chciał a tramwaj musi być żółty/fioletowy i „czemu kładą nowy asfalt, ja lubiłem tę dziurę, ja chcę znowu mieć tu moją dziurę” itd…hmmm bo wyrośnie, prawda?

    1. Wyrośnie.. Podobno wszyscy wyrastają, chociaż ja pamiętam przykład panienki lat 19, która na wakacjach na wsi bardzo chciała mieć zdjęcie z bocianem w tle. Niestety bocian olał zabawę i odleciał, a panna rzuciła się ze szlochem w ramiona swojego chłopaka wyjąc: odlatuje!! zrób coś!!! (autentyk, byłam świadkiem).
      Nie daj się zamęczyć :)

    1. Czy podjąłeś niezbędne a trudne kroki by zachęcić gospodarkę do wzrostu, zahamować wzrost inflacji i bezrobocia i przyciągnąć zagranicznych inwestorów?? Ze strefy euro podejrzewam nie da się wystąpić, przynajmniej nie w czerwcu.. :)

      1. Niestety nie:( Raczej pogrążam się coraz bardziej w otchłani nędzy, ale bez rozpaczy. Wydatki rosną, przychody nie rosną… Nikt nie chce wpompować we mnie milionów euro pomocy, bo to ani Charlie znaczenia politycznego nie ma a gospodarczego tym bardziej:)

Dodaj odpowiedź do pinezka01 Anuluj pisanie odpowiedzi