Na wstępie mojego listu chciałam bardzo serdecznie podziękować za wszystkie życzenia urodzinowe, zwłaszcze te wieszczące rychłą karierę, sławę i pieniądz. Teraz to już tylko siedzieć i czekać na pomyślny rozwój spraw. To siedzę i czekam.
W przerwach w siedzeniu i czekaniu słucham szumu morza za oknem małego hotelu w New Quai, w zachodniej Walii (Cardigan Bay). Bo czasem trzeba sobie po prostu pozwolić. Zmienić wystrój wnętrz. Odzyskać perspektywę. Złazić nogi w jakichś ładnych okolicznościach przyrody. Potem dalej sobie pozwalać. Np. na Eton Mess. Już ci wszystko ładnie opisuję, no więc bierzesz gigantyczną bezę, kruszysz, kroisz truskawki/maliny na drobne i na wszystko zarzucasz bitą śmietanę. Zraszasz kropelką soku z truskawek/malin. W prostocie przepisu tkwi jego absolutny geniusz.
To moja trzecia wizyta w zatoce Cardigan. Jest wiele fajnych rzeczy związnych z tą zatoką, np. delfiny, które najczęściej widać z brzegu na zasadzie: o, tam, tam, delfin, patrz, patrz, no kurde, przecież mówię tam, nie widzisz, a dupa, już odpłynał. Albo miniaturowe wioseczki z portami. Bardzo ładne, ale w trochę smutny sposób. Większość kolorowych cottages należy do ludzi, którzy mieszkają w Anglii i zjeżdżają do Cardigan Bay raz do roku, na wakacje; taki stan rzeczy sprawia, że poza sezonem wioski przypominają atrakcyjne wydmuszki, ładnie odmalowane i puste w środku. Ponieważ zainteresowanie winduje w górę ceny nieruchomości, lokalni mieszkańcy nie mogą sobie pozwolić na kupno domu w swojej wsi. Rolnicy nie mają komu sprzedawać produktów, z wyjątkiem sezonu turystycznego. Lokalne społeczności kurczą się i zanikają. W eterze wybrzeża dominują setki angielskich akcentów; tu i ówdzie ktoś jeszcze wywiesza walijską flagę, ale nie wiem, czy na znak rozpaczliwego buntu wobec zachodzących zmian, czy po prostu jako atrakcję turystyczną. Smutne. A przecież Walia zachodnia to język walijski na codzień i chyba najlepiej zachowana kultura ‚prawdziwych’ Walijczyków.
Z drugiej strony, jak bym miała kasę to też bym sobie taki domek kupiła. Wprowadziłabym się na stałe i pisała mrożące krew w żyłach thrillery o falach rozbijających się o murek.
I jeszcze, gdyby ktoś szukał imienia dla wioski, którą właśnie buduje, albo np. dla dziecka, to może skorzystać z już istniejących wzorów walijskich, np. z mojego osobistego faworyta właśnie z okolic Cardigan Bay: PLWMP (czytaj: plump). Wyobraź sobie jak wołasz do dziecka w supermarkecie: odłóż zaraz tego lizaczka Plump, nie ma mowy, zjadłeś już 17, mamusia już nie ma pieniążków, wstawaj z podłogi, ja najmocniej panią przepraszam, zwykle nie pluje na obcych.. Plumpeczku, nie gryź pana, przepraszam, ja za wszystko zapłacę, ojezu, gdzie te pie… lizaki..
Cardigan Bay to piękne miejsce, idealne, żeby się troche zgubić i trochę znaleźć. Gorąco polaca się czynną eksplorację. I jeszcze orientacja w terenie, dzięki uprzejmości nieocenionych google maps:
A gdyby kogoś interesowało więcej, to TU jest moja poprzednia relacja z Cardigan Bay. Enjoy.
Plwmp.
Ale ma Pani spust z tym pisaniem. I bardzo dobrze, bo mam co czytać :D Plwmp! (natychmiast coś tak nazwę). Plwmp!
Podziekowala. Plwmp! (To bardzo pojemne slowo dochodze do wniosku).
Bardzo dobra sugestia z tym przemeblowaniem wnętrza:-) Od czasu do czasu warto przewietrzyć wewnętrzny „dom”.
Moment z delfinami, bezcenny:D
Nie wiesz nawet, ile delfinow prawie widzialam przez ten weekend, liczby ida w tysiace!
Spóźnione (FB mi nie przypomniał- no usprawiedliwiona jestem) życzenia urodzinowe i częstych przemeblowań.
fb nie wie :) dzięki, dzięki; właśnie szukam co by tu jeszcze przemeblować. Dawno w górach nie byłam..
piknie, panie piknie.
Potwierdzam – Eton Mess pychotka.
Czy cardigany są własnie stamtąd? :)
To niewykluczone ale zadnego nie widzialam. Moze nie komponuja sie dobrze z deszczem he he
A nie dalo rady pojechac wyzej i obejrzec zatoke od strony polwyspu Llyn? Wzgledna dzicz godna odwiedzenia dla wedrusiow tuptusiow, bez sladow sezonowej fortuny rekwirujacej przybytki biednych Walijczykow.
Podobno wg jeszcze obowiazujacego prawa angielskiego z zamierzchlych czasow, mozna strzelac z luku do Walijczyka pod pewnymi warunkami. Ciekawe co jest kryterium walijskosci…?
Dało, jakoś ze trzy lata temu. Co prawda nie dotarłam za daleko w głąb półwyspu, ale cokolwiek zobaczyłam. Głównie komercję w postaci kurortów nadmorskich i cuda-niewidu o nazwie Portmeirion. I polską wioskę. Może jeszcze kiedyś się uda wybrać. Wybrzeże zatoki Cardigan zjeździłam właściwie wzdłuż i wszerz, odczuwam do tej części kraju dziwna czułość. Może to przez te delfiny..
Co do kryterium walijskości, to dość skomplikowana sprawa na bardzo długą dyskusję; podejrzewam, że dla nosicieli jezyka to głównie język jest wyznacznikiem przynależności; dla tych co nim nie mówią – flaga w ogródku, rugby w telewizorze, niechęć do Anglików:) Chyba, zasadniczo i z grubsza, każdy, kto z obojętnie jakich powodów deklaruje, że czuje się Walijczykiem, nim jest.
Tak, słyszałam o tym prawie, ale obowiązuje (well, nigdy nie zostało zniesione) tylko w niektórych angielskich miastach; sprawdziłabym czy jesteś we właściwym zanim:)
Czulosc do delfinow zakladalaby umoczenie swoich czlonkow w wodach zatoki Cardigan i podrobienie dzwiekow wlasnego glosu do skali pulsaru lodzi powodnej. Chcemy takiego wyczynu? :)
I have experienced that polwysep Llyn poza angielska baza wypoczynkowa, ma w sobie obszary pelne nieudeptanych traktow i przyciagajacych skupienie miejsc. Chocby wyspa Bardsey, lekko tejemnicza i pelna niedostepnosci – podobno tam zakopano krola Artura, prawda? Wzniesienia Pwll Bron-llwyn z widokiem na zatoke, Aberdaron, ze swoja miniaturowatoscia wszystkiego co potrzeba Brytyjczykowi do zycia – pub, szkola, kosciol, plaza, cmentarz, do tego breathtaking plaze Hell’s Mouth kolo Rhiw oraz moja ulubiona miejscowosc:Llanfihangel Bachellaeth – brzmi bosko!
Niechec Walijczykow do Anglikow kaze przypuszczac, ze to niechec oparta na zasadzie, ze niby jestesmy inni, ale i tak ssiemy ten sam motyw lizania znaczkow pocztowych z wizerunkiem krolowej (nie trzebna lizac bo sa samoprzylepne), mimo ze w przeciwienstwie do was, mamy bezplatne recepty z tutejszego NHS. Troche jak Irlandczycy, szczycacy sie swoja odrebnoscia, ale poslugujacy sie jezykiem przodkow z rowna wprawa, co polski rolnik plugiem w Wielkopolsce.
Nie wiem czy jestem we wlasciwym miescie do strzelania nawet do quasi Walijczykow (Walijek?), ale jesli to sa strzaly putto d’amore, to czemu nie? :)
Swoja droga zawsze podobal mi sie slowotwor: walijska walizka :)
Pozdrawiam
Brzmi fajnie i po mojemu, wybiore się tam przy pierwszej sposobności. Chciałabym znowu do Snowdonii, to może jakoś razem się uda.. Króla Artura to zakopali w tylu miejscach, że sam pewnie już nie wie gdzie jest, bidok. Ta nazwa jest rewelacyjna, pozwolisz, że skradnę i wrzucę na listę obok swoich ulubieńców: Mwnt, Plwmp, Twmpa i Shwt :D
Ta wielka niechęć, zauważyłam, rozpływa się w momencie kontaktów z ludźmi z krwi i kości. Jak zwykle..
Eton Mess – wyglada apetycznie, ale niestety skaldnik bezy powoduje ze wole umrzec na stosie i z glodu.