walijski łikend idealny

DSC_0079

Przepis na idealny weekend: bierzesz kilka pagórków, jedno dobrej jakości b&b, kilka sympatycznych wiesiuniów z charakterkiem, garść nieznajomych wędrowców i wygodne buty; zalewasz wszystko szklanicą zimnej shandy i przypiekasz na słońcu. Poważnie, na słońcu. Takim zjawisku atmosferycznym, niezwykle rzadko występującym w Walii. Które właśnie nastąpiło i w związku z tym Walijczycy natychmiast zaczęli narzekać na upał.

DSC_0159

Wzgórza Preseli (walijskie Mynydd Preseli) są niewysokie, rozległe i łagodne jak krowie spojrzenie; od strony północnej przylegają do zatoki Cardigan a od południa łączą się z parkiem narodowym Pembrokeshire. To obecnie moje ulubione miejsce w Walii. Pierwsze na emigracji, z którym poczułam realną więź. Trudno żeby nie, skoro starłam na nim nogi po kolana.  Polski pot, krew i łzy wsiąkły w tę ciepłą ziemię.

Untitled

Kiedy byłam tu po raz pierwszy kilka lat temu, było mokro i ponuro i aż tak jakoś nienaturalnie cicho; miało się wrażenie, jakby lada moment zza kolejnej spowitej mgłą kupki skał miał wyskoczyć obłąkany morderca z maczetą krzycząc straszliwy brytyjski okrzyk wojenny: ‘would you like a cup of tea, dear?’

DSC_0411

Ja ogólnie jestem dość odporna na wodniste warunki pogodowe w terenie, ale sympatyczne walijskie zjawisko zwane Mżawa Poziomo w Twarz akceptuję jedynie w konfiguracji: wnętrze samochodu + termos + jakaś łagodna muza. Np. Eminem. No co..

DSC_0152

DSC_0166

Na wzgórzach Preseli trudno się zgubić, ale dla chcącego nic trudnego, jak zawsze twierdzę. Największego wzgórza w okolicy, widocznego ze wszystkich stron, szukaliśmy aż dwa razy. Za drugim razem, już po wystrzeleniu korków od szampana, dowiedziałam się od przebiegającej żwawym truchtem koło moich wykończonych zwłok grupy osiemdziesięciolatków że, a ha ha ha, to nie tu, kochanieńka. To tam, dalej, o taaaaaaaaaaaaaam, przez to mokradełko i do góry. Dalej, myślę, przez mokredełko, w które wpadnę po kosteczkę i omatko znowu do góry. Jakaś godzinka, dodaje radośnie krucha staruszeczka i popyla dalej z mocą taranu.

A w cholerę, ja tu na wakacjach jestem.

DSC_0275

Generalnie ludzie, których spotyka się na szlakach, lubią pogadać; wszyscy wiedzą, że znajomość, jakkolwiek zwykle miła, jest chwilowa, więc każdy chce powiedzieć jak najwięcej, głównie gdzie to nie chodził i na co to się nie wspiął. Próbowałam powiedzieć coś  przechwalczego o B., po którym ostatecznie chodzę codziennie, ale nikomu nie zaimponowałam, zupełnie nie wiem, dlaczego. Czasami na szlakach zdarzają się nieporozumienia w kwestii gdzie to my się tak naprawdę znajdujemy; do walki na palce wskazujace włączają się kompasy, mapy i telefony do przyjaciela; koniec końców wszyscy rozbiegają się po okolicy w absolutnym braku konsensusu,  gardząc ignorancją oponentów.

DSC_0186

Perfekcyjne b&b znajduje się w wiesiuniu o sympatycznej nazwie Maenclochog. Z perfekcyjnego b&b rozciąga się o, taki wieczorny widok, spowity ciszą absolutną:

DSC_0010

Za rogiem od perfekcyjnego b&b znajduje się sympatyczny wiesiuń Rosebush, w którym głodny wędrowiec dość szybko odkrywa Dwa Lokale. Jeden z nich to duży pizgająco czerwony pub z widokiem na Preseli i makietą stacji kolejowej wydającej odgłosy nadjeżdzającej ciuchci (fajowe przez pierwsze 8 minut). Pizgający pub z dumą oferuje walijską muzykę folkową oraz, jak głosi wieść gminna, to samo menu od 12 lat, pomimo wielu prób zamachu na tradycję popełnianych przez kolejnych zdesperowanych szefów kuchni. Menu Tafarn Sync szczyci się również bogatą ofertą wegetariańską. Długo nie mogłam się zdecydować czy wybrać lazanię czy lazanię; w końcu zdecydowałam się na lazanię, ale była taka sobie, więc myślę, że następnym razem spróbuję lazanii.

Poza tym, niewiele rzeczy przebija zimną shandy (piwo z lemoniadą) wypitą w pizgajacym ogródku Z Widokiem po zejściu ze wzgórz. Może tylko następna shandy.

DSC_0296

Drugi lokal o nazwie The Old Post Office jest nieduży, cudaczny i atmosferny, a przefajna landlady nie tylko życzliwie i od ręki zmontuje głodnemu posiłek poza oficjalnymi godzinami urzędowania, i to z uwzględnieniem najróżniejszych zboczeń dietowych, ale jeszcze dorzuci sto historyjek gratis; to lubimy.

DSC_0176

W Rosebush mają też farmę produkującą sery, która zachęca potencjalnego nabywcę tymi słowy:

DSC_0302

Okolica obfituje również w faunę i florę; np. żeby nie paść z głodu próbując znaleźć najwyższe wzgórze w okolicy można sobie nazbierać rosnących wszędzie masowo poziomek:

DSC_0062

Albo wydoić krówę, jak ktoś potrafi:

DSC_0363

Czy tam chociażby popatrzeć na roztańczone na wietrze roślinki:

DSC_0441

No.

Na koniec chciałam jeszcze powiedzieć, że nie biorę żadnej odpowiedzialności za to, jeśli zachęcony tą relacją wybierzesz się do Preseli i będzie szaro, buro i do dupy. Deszcz pada w Walii przez 80% dni w roku i trzeba się z tym liczyć. Tym niemniej, jak już nie pada, to jest pięknie. namiary na idealne b&b, gdyby ktoś życzył; rzecz nie jest może tania (75 f za noc), ale idealna pod wieloma względami. Czasem czeba się trochę pozrozpieszczać.

DSC_0387

No. To lecę.

DSC_0131

14 uwag do wpisu “walijski łikend idealny

  1. Shandy to podstawa w upalny dzien, zwlaszcza jak wdrapujesz sie na piaty w kolei szczyt, pot zalewa oczy a midges nie daja wytchnienia. Wtedy przy zyciu utrzymuje ta mysl o zimnej shandy, ktora wypijesz gdy dotrzesz do najblizszego pubu :-)
    Idealne BB z idealnie wysoka cena, no coz czasami trzeba sie dopiescic. Ale ja to preferuje takie dopieszczanie zima !

    1. O pogodzie sie nie wypowiadam bo to anomalia i lepiej zeby sie nie przyzwyczajac. A i tak wszyscy wokolo narzekaja ze za goraco… Taka polska nuta w Anglikach ha ha :-)

  2. Tom

    Te góry są bardzo pięknie. Codziennie oglądam je z mojego domu. Bardzo ładnie wyglądają jak pokryje je śnieg. Pozdrowienia z Pantyderi .

    1. Tak słyszałam, może w tym roku uda mi się je w zimie zobaczyć. A jak się żyje w tych okolicach? Jak się zarabia na chleb i ciasteczko walijskie? Pozdr.

      1. Tom

        Jestem tu od 5 lat i żyje się bardzo dobrze. Praca na miejscu (nie farma) , da się tutaj przeżyć no i ciasteczka można samemu zrobić :-) . Co do zimy, to jak spadnie śnieg , to może być problem z dojazdem. Pozostają własne nogi ( taka sytuacja była 3 lata temu).

        1. Podpytuję, bo zaczęłam się ostatnio zastanawiać nad realnością przeniesienia się w tamte okolice. Czuję się w Preseli wyjątkowo dobrze, ale nie wiem, czy przypadkiem nie dlatego, że spędzam tam czas wolny, a nie żyję na codzień.
          A robisz ciasteczka?:)

          1. Tom

            Ja mieszkam 2 mile od Preseli ( SA37 0JB) i powiem szczerze, że o każdej porze roku bardzo dobrze się tutaj czuję. Za każdym razem jak się zmienia pogoda tak samo się zmienia perspektywa gór. Bardzo lubię jechać drogą na Haverfordwest – przez te góry prowadzi droga. Na samym szczycie widok jest jeszcze lepszy, zwłaszcza jak są chmury , uczucie jest super.
            Co do ciasteczek – kilka razy robiłem, ale nie mam cierpliwości. Moja sąsiadka robi bardzo dobre ciasteczka.
            Tak między nami, z pracą tutaj jest ciężko, chyba , że masz już coś na oku i zagwarantowane. Jeżeli chcesz więcej info o okolicy itd to pisz na email: tomekjarz@gmail.com

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s