Są na tym świecie takie dziwoki, które lubią sobie dla relaksu otworzyć na chybił trafił książkę z objaśnieniami walijskich nazw własnych, albo poprzyglądać się mapie Walii myśląc ze złośliwą satysfakcją, jaki koszmar przechodzi pracownik angielskiego call centre próbując wklepać w system, że klient mieszka w Walii w Pontrhydfendigaid na ulicy Heol Llansantffraid, albo na ulicy Ffordd-Y-Gyfraith w Llansanffraid-ym-Mechain (przychodzi na myśl casus Brzęczyszczykiewicza z „Jak rozpętałem drugą wojnę światową’). Zwłaszcza jak klient jest z Polski i sam jest kompletnie zagubiony w swoim adresie, lecz prze desperacko do przodu, gubiąc po drodze połowę spółgłosek, przestawiając samogłoski i nazywając literki z polska: cy, dy, e, nie, wróć, cy, by, i.. Po kilku minutach walk po obu stronach ściele się lingwistyczny trup; pot i krew zalewa słuchawki telefonów. W końcu advisor wpada na pomysł, żeby spróbować kodu pocztowego i wszyscy oddychają z ulgą (znów pod warunkiem, że klient dobrze przeliteruje). Jest. Uf. Nie będziemy już sprawdzać, czy ulica się zgadza, na pewno się zgadza… Że co trzeci list nie dojdzie, to już tam taki, prawda, szczególik.
Język walijski (z grupy celtyckich), najstarszy używany język w Europie, przypomina mi walijskie plaże – żwir chrobocze pod stopami, skały i kamienie wydają głuchy odgłos jak się po nich chodzi, a piaskiem się pluje jak człowieku naleci. Jest w nim chropowatość dźwięku i malowniczość poezji pisanej. Popatrz tylko na taki fragment pięknej pieśni Calon Lan:
Calon lân yn llawn daioni
Tecach yw na’r lili dlos
Does ond calon lân all ganu
Canu’r dydd a chanu’r nos
… no co, nie ładny? Nietrudno uwierzyć, że Tolkien inspirował się walijskim tworząc języki Śródziemia.
Na codzień posługuje się tym językiem tylko jakieś 20% Walijczyków, głównie z zachodu i północy kraju. To nie jest język łatwy do nauki, zwłaszcza w porównaniu z angielskim. Obcokrajowiec, który po raz pierwszy wjeżdża do Walii, natychmiast dostaje kociokwiku na skutek obcowania z podwójnym nazewnictwem na znakach drogowych i trochę to trwa, zanim się przyzwyczai. Można się kręcić w kółeczko na rondzie przez pięć minut próbując desperacko skoordynować swoje położenie z mapą i polec. Sat nav bardzo ułatwia sprawę; dodatkowo można polewać z tego, jak się system głosowy męczy z wymową i również no pasaran. No ale ostatecznie wystarczy podążać za strzałką, która poprowadzi cię jak biały królik Alicję wprost do krainy lingwistycznych czarów.
Nie jest łatwo, przynajmniej początkowo, polskim kierowcom autobusów albo taksówek w Walii. Jeśli wziąć pod uwagę, że rodowici Walijczycy sami czasem nie wiedzą, jak te cudne kobylaste kombinacje spółgłosek wypowiedzieć, a Polak to już napewno nie wie, i że dodatkowo każdy z nich nałoży na nie cień swojego pierwszego języka (którym dla większości Walijczyków jest angielski), ustalenie dokąd delikwent chce może chwilę trwać. Co przezorniejsi rodacy noszą przy sobie karteluszki z adresem, jak te dziecioki w czasie wojny.
A swoja drogą, zastanawiałeś się kiedyś, jak wygląda badanie wzroku u brytyjskiego okulisty jeśli pacjent nie posiada umiejętności spellingu po angielsku? To fajna zabawa; nie jestem pewna, czy okulary będą właściwe, ale wszyscy się uśmiechają i jest bardzo miło. Na szczęście większości polskich liter zaprawiony w bojach okulista się domyśli; ciekawa jestem tylko jak to wygląda, jak przychodzi taki np. Chińczyk. OK, prawdopodobnie pokazują mu obrazki, jak dziecku, ale skąd okulista wie, że odpowiedź się zgadza..?? No?? Może ktoś zna jakiegoś okulistę i mógłby się zapytać? Byłabym zobowiązana.
Ponieważ mam fioła na punkcie opisywanego zagadnienia, mogłabym pisać na ten temat godzinami; ale i tak pewnie mało kto doczytał do trzeciego akapitu; więc powiem tylko, że wróciłam z wakacji, na które się spóźniłam (budzikom śmierć!) i czuję się cokolwiek odnowiona, na tę chwilę.
Czytałem kiedyś, że w pierwszych wersjach legendy o królu Arturze jego mecz.dzisiaj znany jako Exkalibur, nazywał się z walijska Caledhvhwl, albo jakoś tak. Ciekawe, dlaczego pierwotne nazewnictwo się nie przyjęło.
Nie wiem, ale powodów może być mnóstwo, zaczynając od tego, że Anglicy sobie króla przyswoili i uznali za własnego; pewnie trzeba było nazwę ‚ucywilizować’..
Podaje za wikipedia:
The name Excalibur apparently derives from the Welsh Caledfwlch which combines the elements caled („battle, hard”), and bwlch („breach, gap, notch”).[1] Geoffrey of Monmouth latinised this to Caliburnus (potentially influenced by the medieval Latin spelling calibs of Classical Latin chalybs, from Greek „χάλυψ”, „steel”), the name of Arthur’s sword in his 12th-century work Historia Regum Britanniae. Caliburnus or Caliburn became Excalibur, Escalibor, and other variations when the Arthurian legend entered into French literature.
I mamy jasnosc w temacie. chyba
No raczej tak;)
wcale nie taki trudny i chropowaty. A poznany daje dostep do zupelnie innej Walii.
To prawda, znajomość języka zawsze otwiera nowe horyzonty. Próbowałam się uczyć walijskiego, nie dałam rady. Może nie pasowała mi metoda nauczania, może wystąpiło zmęczenie materiału, nie wiem; ale dla mnie walijski pozostaje najtrudniejszym językiem, z jakim się mierzyłam, a mierzyłam się z kilkoma. Doceniam jego urodę, ale pogodziłam się z faktem, że ze wszystkich języków ten jeden nie jest mi pisany.
Polecam https://site.saysomethingin.com/communities/welsh-for-english-speakers/courses/course-1-cyen bardzo skuteczny kurs ktory pokazuje jak prosty jest to jezyk. przynajmniej jesli chodzi o jego potoczna, wspolczesna wersje
Pamiętam, że również na początku nie rozumiałem i byłem zły na Walijczyków, że mają dwujęzyczne znaki. Przecież oni mieszkają w Wielkiej Brytanii ! Dopiero później przyszła refleksja, że udało im się ocalić język nawet mimo kilku stuleci dość intensywnej angielskiej kolonizacji (tak mi przynajmniej mówili). Nie zmienia to faktu, że jedyne co potrafię powiedzieć po walijsku to „kanapka z szynką i serem”. I kiedyś uczyli mnie przekleństw, ale zapomniałem.
z tymi stuleciami to roznie jest widziane. Z tego co ja slysze mimo setek lat od 1536 roku, praw i spolecznych aktywistow, ktorzy chcieli uratowac Walijczykow od szkodliwych wplywow uzywania jezyka walijskiego (to nie dowcip, to oficjalne rzadowe z Londynu dokumenty). Jednak jezyk mial sie dobrze jeszcze troche ponad 100 lat temu. Wczoraj na blog.naszawalia.co.uk pisalem o ksiazce ‚Fenomen Walijskosci’, ktora szczerze polecam wszystkim choc troche zainteresowanych wspolczesna Walia
Jeszcze jedna ciekawostka. Radio BBC Cymru przygotowuje program o Polakach w Walii. Osobicie jestem bardzo ciekawy w jakim swietle zostaniemy przedstawieni
Daj znać, jak będziesz wiedział kiedy, bo ja pewnie zapomnę, a też jestem ciekawa. Szczerze mówiąc, nie spodziewam się niczego budującego i mam wielką nadzieję, że mnie zaskoczą.
Cieszę się, że ruszyło ;)
problem w tym, ze wszystko po walijsku. Dam znac jak bede wiedzial wiecej. Poki co zastanawiam sie co ja im powiem, bo za 2 tygodnie mamy nagrywac wywiad ze mna.
Ach tak. No to będziesz musiał mi streścić.. Powiesz to, co mówisz na stronie. O swojej percepcji Walii. A tak z ciekawości, jak Cię znaleźli?
Jak mnie znalezli? Przez język walijski.Walijskojezyczna walia to bardzo ciekawy twor gdzie duzo sie dzieje przez znajomych znajomych. Nie ma to nic wspolnego z blog.naszawalia.co.uk ale raczej z ludzmi, ktorym dalem sie poznac probujac poznac ich jezyk i kulture.
Nie, nie podejrzewałam, że miało to coś wspólnego z blogiem, którego adres znam. Myślałam raczej właśnie o języku i byłam ciekawa powiązań. Baw się dobrze przy okazji tego wywiadu i zapodaj jakieś streszczenie jak znajdziesz chwilę.