No to pojechałam obejrzeć to legendarne Blackpool. Legendarne Blackpool wygląda m.in tak:
i jest kurortem na zachodnim wybrzeżu Anglii, w którym relaksuje się głównie tzw. klasa pracująca oraz co poniektórzy beneficjenci systemu świadczeń socjalnych. Będzie już ponad sto lat jak Wiktorianie wymyślili, całkiem słusznie, że robotnik powinien mieć 1 dzień wolny w tygodniu, a potem nawet całe dwa tygodnie każdego roku, żeby mógł podreperować zdrowie naruszone niewolniczą pracą w kopalniach i innych produktach Wielkiej Rewolucji Przemysłowej. Więcej to nie, bo mu się w głowie poprzewraca. Robotnik z podreperowanym zdrowiem będzie wydajniej pracował, odkryli sprytnie Wiktorianie. I tak powstały wczasy pracownicze; a potem te wszystkie miejsca do zakwaterowania wczasów i dostarczenia rozrywki stosownej do statusu społecznego; np. właśnie Blackpool. Wiktorianie ogólnie mieli głowę do interesów, nie bez znaczenia pozostawał więc fakt, że robotnik na wakacjach wydawał kasę garściami, raz do roku mogąc poczuć się jak panisko. Acha, jeśli ktoś nie wie, to Wiktorianie to byli ci faceci w cylindrach i kobiety w kapeluszach i kiecach do ziemi w serialach BBC osadzonych w epoce królowej, i tu przytomnie zgadłeś, Wiktorii.
Największe lata świetności kurort przeżywał pod koniec XIX w, ale do tej pory wie dokładnie co robić, żeby oprzeć się nie tylko konkurencji tanich wczasów w słonecznej Hiszpanii, ale ogólnemu spadkowi koniunktury, który dotyka tego typu miejsc w całym kraju np. na skutek tej nieszczęsnej recesji. Recepta na zarabianie dużej kasy w Blackpool to dostarczyć klasie pracującej dokładnie tego, czego jej potrzeba.
Np. salony z tandetnymi automatami do gry. Wesołe miasteczka. Trzy mola. Wielką wieżę na wzór francuski. Tanie noclegi, tanie żarcie (zapach frytek drugiej świeżości unosi się w powietrzu jak zapach trawy w Amsterdamie), relatywnie tanie napoje wyskokowe, figury woskowe celebrytów z oper mydlanych, kluby zdolne pomieścić każdą ilość wieczorów kawalerskich, wyroby kabaretopodobne i ogólnie kicz w megastężeniu.
Zniechęcony? Niesłusznie. Jestem pierwszą osobą, która po przeczytaniu powyższego opisu nie dałaby się tam zaciągnąć przysłowiowymi wołami; a jednak byłam i wróciłam pozytywnie rozczarowana (uwielbiam ten lingwistyczny flirt wykluczających się przeciwieństw). Po pierwsze, miasto ma czym oddychać. Wszystkie jego atrakcje, zamiast stłaczać się w jedną małą klaustrofobiczną strefę hałasu, są rozciągnięte wzdłuż wielokilometrowego pasu wybrzeża; miasto oddzielone jest od bezkresnego morza przystojną promenadą oraz trakcją tramwajową (ewenement na skalę kraju). Tramwaje śmigają w prawo i lewo co kilka minut. To właśnie wzdłuż trakcji tramwajowej rozkwitają pod koniec roku słynne blackpoolskie iluminacje. Kolejny genialny pomysł jak przedłużyć sezon letni, przyciągnąć tysiące ludzi do miasta i zarabiać kasę. Świateł jest podobno milion, i mają najróżniejsze kolory i kształty. Dodają miastu wiele uroku; co tu dużo gadać – robią wrażenie.
Oprócz świateł najsłynniejszą atrakcją Blackpool jest wieża zbudowana na podobieństwo tej francuskiej. Z wieży roztacza się Widok Nie Do Pogardzenia, i całe szczęście, bo sam wjazd na szczyt kosztuje 13 elżbiet. Wieża ma miejscami szklaną podłogę (ma się trochę wrażenie stąpania w powietrzu) i widać z niej jedną z ozdób promenady – sprytnie ułożoną ‚gazetę’ z tekstami z najlepszych brytyjskich komedii. Z wieży nie można skoczyć, dodam na wszelki wypadek gdyby ktoś, prawda, rozważał, czysto teoretycznie, oczywiście.
Ogólnie, proszę państwa, jak ktoś się waha, jechać czy nie, to mówię: jechać. Nie na tydzień, uchowajbosh, ale na weekend jak najbardziej. Zwłaszcza, jak ktoś jest gejem, bo tam mają dużo gej-frendli klubów, tzn. tak słyszałam.
Acha, żeby zobaczyć iluminacje trzeba jechać w okolicach października-listopada, bo 10 listopada je wyłączają, Gremliny w banku Gringotta zaczynają przeliczać zyski i upychać w tajemnych skrytkach, a miasto zapada w zasłużoną acz krótką drzemkę regeneracyjną – do świąt.
Blackpool najbardziej podoba mi sie w zimowym sloncu, calkowicie wyludniony. Jezdzimy tez raz w roku na iluminacje i spedzamy tam totalnie kiczowaty wieczor (od nas to tylko godzinka) z ryba, frytkami i czytajaca z reki Cyganka. Ale caly weekend to chyba byloby za duzo dobrego :) Chociaz na wiezy nigdy jeszcze nie bylam, a Twoje zdjecia bardzo zachecaja do wjazdu!
Zdjęcia z wieży wyszły takie sobie, bo przez szybę, a potem przez siatkę, to nie dawałam więcej, ale widoki są naprawdę niezłe. Warto uważam. Plus w cenie tego akurat biletu (13) jest prezentacja 4D (3D plus efekty typu trzęsie się podłoga, pada na nas deszcz) w ‚kinie’ na wieży, i to też warto zobaczyć. Byłam pod wrażeniem. Cyganka była kusząca, ale czasem to lepiej nie wiedzieć, pani kochana ;)
pracowałam kiedyś (jeszcze w Polsce) z dziewczyną z Blackpool. Zakochana była w nim po same uszy…po czym ożeniła się (podkreślam że nie wyszła za mąż tylko ożeniła się) i wyjechała do Liverpoolu. Nie odwiedziłam jej jednak w rodzinnym mieście mimo że wiele razy zapraszała…i już nie będzie okazji. Żałuję teraz ciut czytając Twój opis i oglądając zdjęcia.
Kto wie, w życiu się różnie układa. Nie może być trudniej wpaść do B. z Irlandii niż było z Polski :)
niby tak…ale jak już mam się ruszać na lotnisko to albo do Polski albo w jakieś ciepłe strony gdzie mogę kolacyjki, winko itp na dworze mieć. Ot, wygrzewać się polubiłam na stare lata ;)
Nie mam czasu tego szukać, ale jest tam o pasie.Więc nie noszę paska (pasa) w spodniach, bo spodnie same się trzymają na szelkach. Pzdr.
Jestem wzruszona, że ktoś mnie czyta tak dokładnie. Jeszcze jakieś refleksje na temat Blackpool? :)
Czyli taki brytyjski Sopot.
Nigdy nie byłam w Sopocie, ale pewnie tak. Większość nadmorskich kurortów ma ten sam cel.
Bylem na stag party dwa lata temu wiecej grzechow nie pamietam niczego nie zaluje lol
Tak na oko, ze zdjec, to zaraz mi sie przypomnialo Las Vegas (ale wiadomo tam pustynia a nie ocean no i cale cholernie wielkie miasto…czynne caly rok) – taka sama poetyka kiczu.
No i jeszcze Santa Cruz w Kalifornii.. tudziez samo tylko malutkie tj. boardwalk i to cale miasteczko wesolo-kiczowate…
Nie wiem dlaczego, ale Blackpool zawsze myli mi się z Brighton. W każdym bądź razie byłem i wyczerpałem cały limit kiczu na to życie, ale muszę przyznać że całkiem dobrze się bawiłem.
Kicz nas pokonał i teraz mamy traumę, która się ujawnia na sam dźwięk słowa Blackpool. Zwlaszcza, ze było to jedyne miejsce, gdzie w biały dzień komuś ,,bardzo się spodobał,, mój aparat. Obyło się bez strat, ale uraz pozostał…