Kretowisko

photo

Stoję na tarasie obiektu o charakterze wypoczynkowym i patrzę na ciemniejącą zatokę i góry nad zatoką. Jest tak spokojnie, że komary zasypiają w locie. Księżyc wielkości [tu wstawić coś naprawdę wielkiego] wychyla się zza wzgórza. Dzwonią kozie dzwonki. Świat oplata delikatna melancholia. Z niewiadomej przyczyny przypomina mi się Doktór Wanda, polonistka z podstawówki, oddająca mi zeszyt z wypracowaniami. W zeszycie było pięć piątek i jedna szóstka, wystawiona tego właśnie dnia drżącą ręką Doktór Wandy po raz pierwszy w długiej, pozbawionej złudzeń belferskiej karierze. I okraszona dwuminutowym peanem na cześć moich płomiennych przemyśleń na temat tego, co to w życiu jest najważniejsze, chociaż niewidoczne dla oczu (jak masz 14 lat to wiesz dokładnie co to jest; całą resztę życia spędzasz tracąc tę pewność). Puchnę wewnętrznie z dumy tak, że można ze mnie wykroić sześćset pączków z różą, ale nie daję nic po sobie poznać. Po lekcji natychmiast wrzucam pogardliwym gestem zeszyt do kosza na śmiecie, dając wszystkim do zrozumienia, że nic a nic się nie zmieniło w moim stosunku do szkolnego establishmentu. Następnego dnia biegnę panicznie szukać, ratować, ale za późno.

Może jakbym znalazła, byłabym dzisiaj gwiazdą na miarę Masłowskiej? Albo Jackie Collins?

Tymczasem wciąż gonię po świecie za inspiracją. Szukam miejsca, w którym mogłabym usiąść przy oknie z maszyną do pisania i napisać ten swój wymarzony bestseller. Przyglądam się taksującym okiem wysepce Spinalonga, która do połowy 20-wieku była kolonią karną, pardon, szpitalem dla trędowatych. Patrze na wyspę Spinalongę i myślę: bycie trędowatym ma zapewne swoje minusy, ale ja chyba byłabym w stanie zaakceptować pewną dozę społecznego ostracyzmu w zamian za darmową chatę z takim widokiem. Dobra lokalizacja to dzisiaj prawdziwe premium. Zwłaszcza, że oprócz byłej kolonii wyspa posiada wypasioną fortecę wenecką. Peachy.

DSC_0241photo 3DSC_0275DSC_0254DSC_0262

A jednak więzienie, nawet z najlepszym widokiem na świecie, to wciąż tylko więzienie, dochodzę po dłuższej chwili do wniosku, z którego napewno byłaby dumna Doktór Wanda 20 lat temu, i opędzam się od sprzedawcy pocztówek z podobiznami trędowatych.

DSC_0225

Mam dwie nogi. Jedną kaprawą, bo tak w życiu bywa. Czasem się zaśnie na autostradzie i w ułamku sekundy nie jest się już tą samą supakul laską co wcześniej; no ale przynajmniej się jest. Nogi lubią mnie czasem gdzieś zanieść, np. do jakiegoś wąwozu. Np. tego o przytulnej nazwie Wąwóz Umarłych. I tu wyobraźnia, całkiem słusznie, podsuwa ci wizję rozkładających się w promieniach greckiego słońca zielonkawych ciał; lawirujesz, próbując nie nadepnąć na walające się wszędzie gałki oczne, ale na próżno. Poczułeś to, prawda..? Ohydny glucik pomiędzy palcami..? Spoko, to taki żarcik był. Bez szczególnego polotu. Ciężki dzień miałam w pracy, rozumiesz. Przez większość dnia fantazjowałam o testowaniu na współpracowniku podręcznego zestawu do wyrywania paznokci. Anyway. Wąwóz jest pełen jaskiń, i w tych jaskiniach podobno chowano kiedyś umarłych, bo taki był faszyn w tych okolicach. Wąwóz jest malowniczy, wąski i naszpikowany kolczastymi krzakami; bywa, że nagle wyskoczy na człowieka wąż, koza albo turysta z Niemiec. Wiosną wąwóz kwitnie na różowo i cały bzyczy. I pachnie marihuaną. Która okazuje się być szałwią, niestety. Albo tymiankiem, z którego na Krecie robią miodek takiej jakości, że odebrałby Puchatkowi resztki małego rozumku.

DSC_0181 DSC_0199

kno

Atrakcje przewodnikowe też odbębniam, bo przecież trzeba. Np. Knossos, atrakcja numer jeden. Trochę podrasowana, bo panu brytyjskiemu archeologowi nie wszystko się podobało, i strzelił sobie Minoan theme park wedle swego widzimisię. Dar z nieba dla przedsiębiorczego narodu greckiego. Chodzę, patrzę, wątpię; przedzieram się przez tłum nowych Ruskich, uświerkam w kolejce do kibla; już wiem, że atrakcję numer jeden można sobie spokojnie darować. W zamian pojechać do atrakcji, dajmy na to, numer siedem, o nazwie Gournia. Do Gourni wiedzie polna droga przez gaj oliwny, za ciasna dla autokarów, i sam ten fakt powinien już działać zachęcająco. Potem można się włóczyć wąskimi uliczkami, między szkieletami domów, które ktoś ułożył z kamieni 3000 lat temu; siedzieć na pałacowym murku i patrzeć na tę samą zatokę, na którą teoretycznie patrzył kiedyś król Midas, czy tam inny Minotaur; świadomość tego faktu odkształca mózg.

DSC_0103 DSC_0114

Przynajmniej niektórym odkształca. Mi odkształcił. Niewystarczająco na bestseller, który mnie ustawi na resztę życia, ale na haiku to i owszem.  „Haiku o klopiku’, zainspirowane grecką myślą techniczną w dziedzinie rozwiązań sanitarnych:

mały kibelek

papierek w kubełek

poranny deszcz

toilet

Bycie człowiekiem sztuki potrafi być takie bolesne; zwłaszcza dla otoczenia.

Przepraszam tych, którzy tu zaglądają, zwłaszcza fejsowych, za to przedłużające się kretowisko i obiecuję, że to już prawie ostatnie słowo w temacie. Ale muszę dokończyć, chociażby tylko dla siebie, bo inaczej zapomnę i dupa.

_____________________

20-parę lat temu Wanda Doktór, polonistka w szkole podstawowej nr 2, była u progu emerytury. Nie wiem co się z nią stało. Ale jeśli jest jeszcze na tym padole, to na pewno wyguglowuje się, jak każdy w dzisiejszych czasach, i może trafi na tego bloga, i dowie się, że ten moment, o którym pewnie już dawno zapomniała, pozostawił w czyimś sercu ślad na całe życie.

 100

 

 

 

26 uwag do wpisu “Kretowisko

  1. Znakomicie sie to czyta, z humorem i nutką melancholii. Przypomniało mi pewne wydarzenia dawno dawno temu. Dziękuje za to i pozdrawiam serdecznie. Dorota

  2. greta

    Super wpis, super klimat. Poza Kretą, którą uwielbiam miłością niepohamowaną i już szukam ofert last minute na następny rok ( hłe hłe), uruchomiłaś moje żywe ciągle wspomnienie Pani od Polskiego, która żyje, ma się świetnie i z którą pozostaję w kontakcie. Szymborską co prawda nie zostałam, ale ona dała mi kiedyś mocną wiarę, że mogę. Chyba czas na odwiedziny PoP ;)

  3. prezio

    Tak, czyta się fajnie. A masz chopa dobrego zdaje mnie się. A czym się żywisz w tym górskim terenie? Nie naturalnymi, miejscowymi produktami? Please.

  4. Jestem wstrętnym, przebrzydłym miłośnikiem Twojego pisania i jeśli takie teksty tworzysz pogrążona w powakacyjnej depresji, to ja Ci prozac schowam głęboko i pisz, pisz, pisz… Tekst genialny, poczułam żar z nieba, gorąco pod sandałami (które leżą w szafie of course) i odkształcenie mózgu, które sprawia, że wciąż uważam się za człowieka myślącego…
    Fragment z okiem – mój ulubiony. W Kill Billu 2 też takie oko między palcami stóp się przelewa. Moje doświadczenia oczne to pół świńskiej głowy leżącej w zlewie i moja rodzicielka szarpiąca się, by tę gałkę wyciąć. A potem tak gałka leżała sobie na suszarce do naczyć, zawieszonej na wysokości ludzkiego wzroku i patrzyła sobie bezmyślnie na okno…

    1. Tak, to musiało mi utkwić w pamięci po Kill Billu, ile razy ja ten film oglądałam, rany. Bardzo interesujące to Twoje osobiste doświadczenie z gałką świńską; na mnie niedawno gapiła się z talerza rybia głowa. Szczerze mówiąc, średnio to zniosłam. Na przyszłość pozostanę jednak przy filetach :/

    1. Jak się ma dom to nie jest łatwo coś zorganizować, wiem, jak to wygląda. Zawsze jest jakiś kompromis, na który trzeba pójść.. i dlatego mój dom wciąż leży odłogiem ;)

    1. Polecam, jeśli lubisz takie klimaty. Co tam z resztą nie lubić. A, już wiem. Tłumów i temperatur równikowych w lipcu. Tyle tylko..
      Dzięki :*

    1. Byle ta szopka w Grecji była, pani kochana, i żeby się w niej zamek zacinał, żebym musiała co rusz wzywać na pomoc pięknego jak grecka noc dwudziestosiedmioletniego sąsiada, który do tego potrafiłby przyrządzać nadziewane winne liście i, i, i, i już normalnie zabrakło mi wyobraźni co jeszcze by potrafił, ale dużo. To jak będzie?

Dodaj odpowiedź do Anna Anuluj pisanie odpowiedzi