Jak często możesz pozwolić sobie na luksus całkowitego odcięcia się od cywilizacji? Zniknięcia z wszystkich radarów, poczucia tej szczególnej wyższości nad resztą świata: oto nikt nie ma pojęcia gdzie jesteś. Jesteś jedynym tymczasowym posiadaczem jakiegoś skrawka ziemi.
Wzgórza Llynfi Valley porosła wysoka trawa, szumią drzewa, dzicy ptacy krzyczą na przedeszczowym niebie. Siedzę na korzeniu, ogryzam długopis w oczekiwaniu na szał weny twórczej i popijam herbatę z termosu; z przykrością stwierdzam, że ostatnią. Wierny towarzysz termos odchodzi niniejszym do krainy Wiecznej Szczelności. Dookoła nie ma żywej duszy, nie licząc paru owiec. Nie licząc, bo jak powszechnie wiadomo owce nie mają duszy, tylko szczęki, wełnę i kupy. Jest tak cicho, że aż sama ze sobą zaczynam się czuć niezręcznie. I nagle czuję, że ktoś się na mnie gapi. Znasz to uczucie, kiedy nagle unoszą ci się włosy na głowie..? Odwracam powoli głowę i zamieram. O metr ode mnie siedzi Wiewiór. Przekrzywia łebek i taksuje mnie, zastanawiając się, co z tym dziwem zrobić, do czego to to się nadaje. Czy można zaciągnąć do dziupli, albo zakopać na zimę? Orzech jest? Pyta wiewiórcze spojrzenie. Jest, jest, w plecaku mam, fistaszki z tymi takimi jogurtowymi. Nie przepadam, mówi spojrzenie a zauważyłaś, że fistaszków w paczce zawsze jest mnóstwo, a tych takich jogurtowych dwa? Kiwamy głowami nad takim jawnym oszustwem, jak dwie babciny nad stanem dzisiejszej młodzieży, po czym Wiewiór traci zainteresowanie, przeskakuje nad moją głową i oddala się niespiesznie. Na wszelki wypadek rozsypuję dookoła kilka fistaszków. Kiedyś wróci. Zawsze wracają. Może będzie wystarczająco głodny na fistaszka, może wspomni z czułością.
Ja przepraszam, ale muszę przerwać pisanie, odstawić herbatę i wstać, bo jakieś żukopodobne domaga się drogi dojazdowej do swojego korzenia. Pcha się gówienko małe jakby nie widziało, że tu Wyższa Inteligencja siedzi. Ruszam dalej, pod górę, wzrokiem przeczesuję okolicę. Mojemu sokolemu spojrzeniu nic nie umknie, myślę z dumą, po czym ładuję się centralnie w kolczaste krzaczory. Pogratulować, minął już wszak dłuższy czas od kiedy wpadłam z tyłkiem w podobny ciernisty gąszcz. Rekonwalescencja trwała 2 tygodnie i wymagała zaangażowania osób trzecich. Natychmiast przestań sobie to wyobrażać, arajt?? Bramka, jest bramka; po drugiej stronie siedzi Królik. Nie widzi mnie, zastygam nad tą bramką z nogą w powietrzu. Dzisiaj jest jakiś dzień miłości świata zwierzęcego do mnie, czy co..? Tymczasem Królik wykonuje słupek, strzyże wąsem i daje nogę. Gramolę się przez bramkę i z jakiejś przyczyny biegnę za nim. Królik znika w norce, przy której niestety nie ma żadnej buteleczki z napisem ‚wypij mnie’. Buteleczki nie ma, ale jest Krowa. Dwie Krowy. Duże Krowy. Bardzo duże. Na szczęście okazuje się, że nie mają ochoty na żadne interakcje ze mną. W zasadzie to chyba powinnam się poczuć dotknięta, ale brak krowiego zainteresowania jest mi akurat na rękę; wystarczy mi obrażeń na ten jeden dzień.
Wspominałam, że w tej okolicy nie spotyka się ludzi..? Za to spotyka się ślady po nich. Hamak, siatka z czymś, nawet nie chcę wiedzieć z czym. Wygasłe palenisko. Ciekawa jestem, gdzie jest lokator. Mam nadzieję, że nie przygląda mi się zza krzaków z Zamiarem mrożącym krew w żyłach. Urodziłam się z bardzo bujną wyobraźnią, co ma na pewno również jakieś plusy dodatnie.
Buty całe w błocie. Krokomierz wskazuje 4 km. Czas zawracać. Wtłoczyć się z powrotem w cywilizację. Oczywiście zaczyna siąpić. I pewnie będzie siąpić przez te całe powrotne 4 km. Na twoim miejscu bym się pospieszył, dobiega z norki, w telewizji mówią, że na południu możliwe burze i lokalne podtopienia, zwłaszcza na terenach wiejskich.
______________
PS. Nowy projekcik: zapraszam do rzucenia okiem wszystkich z Walii, zwłaszcza południowej, którzy lubią się powłóczyć, albo jeszcze nie wiedzą czy lubią i chcieliby spróbować. W ofercie sprawdzone osobiście trasy na każdą kondycję, a nawet jej brak. Walijskie wędrowanie.
Hm… ” jak powszechnie wiadomo owce nie mają duszy, tylko szczęki, wełnę i kupy”. Owce mają też owczy pęd i barani instynkt! Bezduszne być nie mogą skoro dają tak niebiańskie oscypki…
… juz ponad pięć lat od kiedy jadłam oscypka, pomyślałam ogarnięta przez gwałtowną falę miłych sercu wspomnień. Przepraszam wszystkie owce. Swoją drogą, w Walii jest więcej owiec niż ludzi, ciekawe, czemu nie produkują takich serów, hmm.
Serdeczne dzięki za „Walijskie wędrowanie”. Przylatuję w sierpniu i mam wielką nadzieję, że chociaż jedną trasę przejdę. Pozdrawiam serdecznie Ewa
wodospady ;)
Alicjo w krainie zwanej Walią, zabierz mnie ze sobą w swoje wędrowanie. Obiecuję, nie będę męcząca, dam Twojej wenie przycupnąć na Twoim notesiku, dorobię herbaty, poniosę plecak. Tylko pozwól mi sobie potowarzyszyć…
A orzeszki? orzeszki lubisz? odpowiedz będzie tu kluczowa.
:)
Nie lubie, ale jak bedziesz nalegac, to zjem.
Mam takie miejsce 100m od domu :) Mogę sobie pójść, usiąść na wielkim zwalonym konarze i chłonąć zieleń i ciszę.
Cisza zresztą u mnie jest tak niesamowita, że toś nieprzyzwyczajony nie potrafi zasnąć. My sami przez pierwsze miesiące po przeprowadzce zasypialiśmy przy radiu. Inaczej się nie dało :)
Ach, Ty i ja jesteśmy jednej krwi.
Raz w życiu doświadczyłam takiej ciszy, w wynajętym drewnianym domku w Bieszczadach, w środku absolutnej głuszy. A niebo leżało całymi galaktykami na dachu. I nigdy od tamtej pory, ech.
Kolejny raz sprawiasz, że zaczynam intensywnie myśleć jak tu skombinować baaaardzo dużo pieniążków i spędzić w Walii aktywnych kilka tygodni.
Z tego mojego kombinowania na razie nic nie wynika, ale Twoje wpisy automatycznie poprawiają mi humor, choć jednocześnie ukłucia zazdrości czuję:D Tak trzymać!
:) A co z planami na ten rok, odłożone?
Niestety odłożone:( Za dużo sobie wziąłem na klatę, ale i tak nie daruję tej Walii:)
Zdanie o owcach sobie gdzieś znotuję i zacytuję, kiedy przyjdzie taka potrzeba, bo mądrze prawisz!
Sielski post :)