Najważniejsze w życiu to żeby nie stracić entuzjazmu. Dbać, żeby nie zmarzło niebożątko, dokarmiać, wyciągać za uszy z łóżka, zapewniać rozrywki, dopalać inspiracją, bo jak sobie pójdzie, to zostaje ci głównie oglądanie tokszołów o ludziach, którzy są dla siebie jednocześnie bratem i stryjecznym dziadkiem. Nie próbuj tego ogarnąć, szkoda czasu.
Z upływam lat walka o entuzjazm jest coraz trudniejsza. Coraz mniej ci się chce, coraz mniej cię inspiruje, coraz łatwiej włączyć telewizor, robisz się zmęczony od zarabiania na rachunki, wyblakły od monitora, znudzony. Nagle twoja tarczyca próbuje cię zabić, a wejście na piętro kończy się masażem serca. Przytłaczają cię współpracownicy wiecznie pławiący się w życiowym niezadowoleniu; coraz częściej dla świętego spokoju idziesz z tłumem zamiast pod prąd. Zaczynasz kolekcjonować te wszystkie złote maksymy o tym jaką to bitch jest życie, i ani się nie obejrzysz, a zaczynasz kiwać głową nad dzisiejszą młodzieżą.
Stajesz się w jakiś sposób nieprzepuszczalny, odizolowany, emocje odbijają się od ciebie nie przebijając się do środka. Chcesz coś poczuć, żeby sobie przypomnieć, że jeszcze żyjesz, ale nie masz czasu.
Znajdź czas.
Od kilku dni chodzę po ścianach. Setki lat nigdzie nie byłam. Powtarzalność każdego dnia doprowadza mnie do szewskiej pasji, na wszystkich warczę. Muszę przełamać rutynę, musi mi się znowu zachcieć tak jak mi się nie chce. Więc wyjeżdżamy rano. Wodospady. Kiedyś się zgubiłam i brocząc rzeką i obijając tyłek na skałach wylazłam wprost na Cudo. Wodospad wielki, rozłożysty (jak na walijskie warunki; Walia to jest w ogóle taka Nowa Zelandia w wersji skompresowanej). Od tamtej pory usiłuję go odszukać, ale zawsze coś mi staje na przeszkodzie. Zaczęłam nawet myśleć, że padłam wtedy z wysiłku i mi się zamajaczył. Ale M. ostatnio znalazł i napisał entuzjastycznie. Poruszył moją ambicję. To jedziemy.
Tymczasem ścieżkę mi zamknęli. ‚Dla bezpieczeństwa’. Co, ja nie pójdę..? Cholera, croissanty zostały w samochodzie. Świeżutkie, z almondami. Nie bądź dzieckiem. Albo bądź, kurde. Co ja nie pójdę tą ścieżką? Przecież wiadomo, że oni tu maja kuku na punkcie BHP, a ja ostatecznie pochodzę z narodu, który z szablami leciał na czołgi. Idziemy. Ścieżka wije się wzdłuż rzeki, biegnie pod nerwowo wyglądającymi ścianami klifów, wszędzie wystają korzenie. Ślisko; tu trzeba się wspiąć, tam podeprzeć, tu zjechać na tyłku; rewelacja. Zaczynam czuć, że jestem. Oddycham. Walia jest krajem typu ‚właściwie to już wracam, no dobra, to jeszcze zerknę co za rogiem’ a za rogiem jest zazwyczaj nieoczekiwany gwóźdź programu. Taki jak ten właśnie wodospad o wdzięcznej nazwie Sgwd Isaf Clun-Gwyn. Nie ten, którego szukałam. Oczywiscie kompletnie pomyliłam parkingi i punkty wyjścia. Znowu się nie uda. Ale nic nie szkodzi.
Przypadkowość odkrycia wprawia w osłupienie na równi z jego urodą. Do tego dookoła nie ma żywej duszy. Możesz siedzieć tak długo jak chcesz, popijać przytaszczoną herbatę, kłócić się, kto był odpowiedzialny za zapomniane croissanty. Oddychać, odczyniać uroki. Dać się wypełnić znośnej lekkości bytu. Potem iść dalej, bo skoro jedno cudo było, to czemu nie następne? Schodzić wciąż dość ostro w dół (odsuwając od siebie myśli o powrocie). Kilkaset metrów dalej, proszę bardzo, cała seria. Są większe niż wyglądają na zdjęciu, bo uparcie używam obiektywu szerokokątnego który lubi zakłamywać rzeczywistość. Za to go kocham, chociaż akurat nie w tym przypadku.
Potem można odkryć jeszcze jeden wodospad i jeszcze jeden, a potem zamknąć kółeczko i zacząć powrót, który oczywiście będzie ciął stromo pod górę. I tu mogłabym spokojnie paść i zadzwonić pod zapodawany wszędzie numer alarmowy, ale mi duma nie pozwala. Poza tym to zmęczenie jest fajnym zmęczeniem. Innym niż to codzienne. No i mam te croissanty w samochodzie; zdumiewające, że taka mała rzecz może człowieka zmobilizować, i to na odległość.
Przybyłam, zobaczyłam, zwyciężyłam. Nie to co planowałam, ale nie szkodzi. Życie to jest to co ci się przytrafia kiedy jesteś zajęty robieniem innych planów. Jestem usatysfakcjonowana, bardzo. Na jakiś czas.
PS. Opis trasy pojawi się wkrótce na „Wędrowaniu’, gdyby ktoś chciał się zmierzyć.
„Najważniejsze to nie stracić entuzjazmu” – idealne hasło na powrót do pracy po urlopie. Najważniejsze, że przed nami wciąż tyle ciekawych chwil, nieodkrytych miejsc i zaskoczeń…
… i tak mało czasu.. :)
oj tak, oj tak…
Jak zawsze tutaj słowa-magnesy:-) Przyciągają i bawią, no i o głębokiej prawdzie, a tym samym jednak w genialnie przyswajalnej formie. Diolch za takie bystre cudeńka!
O! Dobre słowo do podkarmienia entuzjazmu :) Croeso!
Bylem kilka razy ,swietne miejsce na wloczenie sie i za kazdym razem mozna odkryc cos nowego. Przy tych wodospdach chyba jeszcze nie bylem, z ktorego parkingu sie tam idzie?
Ystradfellte. Zrobię szczegółowe info na Wędrowaniu jak będę miała chwilę.
Urokliwe miejsce. A entuzjazm – zawsze mile widziany :)