Jeśli chodzi o wymówki, to jestem miszczem świata. Mój mózg ma zawsze jakąś pod ręką; najczęściej jest gotowa zanim jeszcze w ogóle padnie pytanie/sugestia/zaproszenie. Doskonale wiem, że jak pokonam poczwarę, odrzucę zasłonę ciemności i wypełznę na świetlistą powierzchnię aktywnego istnienia, będę się dobrze bawić; ale walka bywa straszna i żadna ze stron nie bierze jeńców.
Wierzę, że matka natura ma to wszystko poukładane, i zasadniczo mój mózg chce mojego dobra. W końcu jesteśmy na siebie skazani; mózg is for life, not for Christmas. Więc dlaczego działa przeciwko mnie, wybierając rozwiązania dla mnie niekorzystne, z którymi muszę walczyć heroicznie? Nie mam zielonego.
Anyway, to jest wpis o motywacji, a nie demotywacji. Najważniejsze to jej nie stracić na dobre. Walczyć z nudą i szarością oraz ze sobą. Świadomie dokonywać wyboru z jakiego kubka się pije swoja herbatkę, do połowy pełnego, czy od połowy pustego. Od czasu do czasu zrobić reset, nauczyć się od nowa dostrzegać. Odczuwać. Śmiać w głos bez powodu. Wydzierać się w niebogłosy pod prysznicem, że you don’t have to say you love me, just be close at hand.
Na ten przykład, wziąć wolny poniedziałek, wywlec się z łóżka za włosy o świcie, wsadzić sfochowany mózg na rower i pojechać pogadać z jesienią (pada? No trudno, tu pada co drugi dzień. Mam żyć tylko co drugi dzień??). Wdychać ten specyficzny poranny zapach opadłych liści przesiąkniętych deszczem. Ścigać się z rzeką, płoszyć wiewióry, wymienić uprzejmości z panem porannym Spacerowiczem Dla Zdrowia Z Kijkiem. Ubłocić się jak nieboskie stworzenie przeciskając rower przez idiotyczną bramkę dla anorektyków. Wypić herbatę z porcelany (do połowy pełnej) w kafei, wpaść na tosta z jajem do przyjaciółki. Ucieszyć się, że do drzwi puka jej Kariera. Wracając jechać tak szybko jak się da, podskakiwać na korzeniach, patrzeć na mijane w pędzie wierzchołki drzew, czuć się wypełnionym przez radość. Zapamiętać. W razie potrzeby powtórzyć.
Stosunek do życia jest wyborem. Każdego, własnym, indywidualnym. Na co czekać? Na starość?
Cannot agree more…
I dlatego sie chcę przeprowadzic. Deszcz jest latwiej zniesc (zwlaszcza niewielki deszcz) niz upal, ktory przy 40 stopniach to jednak przygważdża do klimy i nic sie z tym za bardzo zrobic nie da :-/
Serdeczne wyrazy. Ja tak zawsze marzę o mieszkaniu w jakimś miłym sercu śródziemnomorskim kraiku.. ale chyba bym mocno klnęła w miesiącach letnich :/
Wiesz, no to zalezy gdzie. Jak mieszkalam te kilkanascie lat w Kalafiornii (gdzie klimat srodziemnomorski) to jakos spoko bylo.
ALE. Temperaturki co prawda 35-40 stopni to nie bylo jakies wielkie halo. Ale wilgotnosc 30-40% max oraz spadek temperatury w nocy.
U siebie w mieszkaniu nie mialam klimy i jakos dawalo sie zyc. W weekendy, jak nie siedzialam pod klima w pracy, zawsze mozna bylo pojechac nad ocean (jakas godzina drogi, bez korkow mniej) – a tam temperatura nizsza o co najmniej 10 stopni i zimny wiatr.
Dopoki w sjeste pracowac nie musisz i generalnie nie masz fizycznej pracy na zewnatrz, to przy chlodniejszych nocach da rade.
Jesli zas mieszkasz w duzym miescie, gdzie jest zwarta murowana zabudowa… to masz przesrane. Mury rozgrzewaja sie i masz efekt tzw. wyspy ciepla. Na dodatek kazdy ciagnie z klima, a ona przeciez dmucha gorace powietrze na ulice.
No i robi sie niefajnie…
Alekino 20.10. Walia.
Hinterland? No… walijskie skandynawskie noir. I nawet częściowo po walijsku mówią. Szkoda, że poprzestali na jednej serii.
Tak. Ten serial. Krajobraz górkowaty. A z pośpiechu i nieuwagi wpisałem się pod futrzakiem, za co wszystkich przepraszam.
No ale co, podobał się Hinterland Preziowi, czy się Preziowi nie podobał?
Bardzo dobry początek tygodnia, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że „rower jest wielce ok” (jak to niektórzy śpiewają) :)
teraz tylko miec nadzieje, ze reszta tygodnia poczuje sie zobowiazana dorownac poczatkowi :)
ale jednak dałaś radę, ja też walczę :-)
Cudne! Ja także mam problemy z motywowaniem samego siebie do działania. Często jednak kiedy już uda mi się pokonać Lenia to rezultaty potrafią być zdumiewające. Szerokości na walijskich trasach.
Suchości, panie, suchości.. :) Chociaż ku mojemu bezbrzeżnemu zdumieniu deszcz mi na rowerze nie przeszkadza.. nie wiem o co chodzi. Diabelska sztuczka jakaś.
Czasami sie wydaje, ze wiecej wyzwan pochodzi z nas samych (ze srodka), niz z otaczajacego nas swiata. Niestety, samomotywacja bywa leniwsza siostra motywacji z zewnatrz, bo latwiej sie zmobilizowac od usilnych nalegan znajomych (ewentualnie urzedu skarbowego), niz wlasnych. Ergo, nie jest pani zadnym wyjatkiem :)
To prawda. Jak ja bym chciała mieć na etacie takiego Kopacza w Dupę, wskazałby kierunek lotu, dodał dwa mocne słowa i dawaj. Ileż to ja bym w życiu osiągnęła :]
lubię różowy :-)
Spoko jeśli o wymówki tak jest zawsze. :)
„Mistrz I Malgorzata” – mowi to cos?
Jeśli miałam błyskotliwie przełożyć to pytanie na treść wpisu, to niestety poległam.
Życie mija bardzo szybko, to może być pobudzające dla umysłu… Nie warto czekać, trzeba działać „już”, bo jutro jest takie samo jak dziś, tylko później.
Fajne zdjecie roweru i jesieni… oraz rozwazania troche w nlperskim stylu, modne to teraz ;-) Rowerowe pozdrowienia z nadsrodziemnomorskiego kraju.
Nie wiem, co to jest nlperski, mam nadzieję, że to nie synonim ‚Paulo Coelho’.. :)
Pozdrawiam również.
Mistrzowsko przedstawiona motywacja do dzialania, zmiany myslenia i zmiany stylu zycia! Juz tylko czytajac czuje sie jak to zycie zmienia sie na lepsze. To jest prawdziwa sila perswazji i skuteczna argumentacja. Niejeden coach chcialby byc autorem tych mysli. A tak, aby uscislic , to kiedy zaczyna sie starosc ?
Dobrej koncowki tego i nowych pomyslow motywujacych do dzialania i Szczescia w Nowym Roku !
W życiu nie odważyłabym się nikogo kołczować, zbyt wiele czasu zabiera mi mozolne kołczowanie siebie.. Nie mam pojęcia, kiedy zaczyna się starość i mam nadzieję, że nigdy się nie dowiem.
Dzięki, wzajemnie:)