Położone niedaleko Cardiff Caerphilly [czyt. kafyli] to średniej wielkości miasteczko z ogromniastym zamkiem, malowniczo usadzonym w samym centrum. W trakcie swojej 800-letniej historii zamek służył głównie do nawalanek z Anglikami, po których pozostała mu m.in. krzywa wieża. Podobno krzywsza od tej w Pizie. Obecnie zamek służy głównie jako lądowisko dla gęsi kanadyjskich, jak również skupia wokół siebie życie społeczne hrabstwa, co rusz pomagając łatać budżet jakąś, prawda, ymprezką o charakterze kulturalno-oświatowym, jak również turystyczno-łupieżczym. Np. organizują tam spektakularne fajerwerki z okazji kolejnych rocznic nieudanej niestety próby wysadzenia parlamentu przez Guya Fawkesa (tzw. bonfire night, 5 listopada).
Z innych ciekawych rzeczy odnośnie Caerphilly warto odnotować, że wytwarzają tam swój własny ser. Ser nazywa się… <werble, napięte oczekiwanie>.. ‚Caerphilly’ i ma nawet w lecie swój festiwal (Big Cheese).
Co zaś się tyczy tzw. jarmarków bożonarodzeniowych, to jestem zawsze sceptyczna. Świąteczne mydło i powidło, grzaniec, bouncy castle dla dzieciaków i niemieckie kiełbaski, wszystko okraszone po chrześcijańsku podwójną świąteczną marżą – nigdy specjalnie do mnie nie przemawiały. Ale sobotni jarmark w Caerphilly był miłą odmianą. Przede wszystkim był całkiem spory i zróżnicowany. Były tłumy. Były lokalne wyroby. Wreszcie skosztowałam słynnego bread&butter pudding. Było mnóstwo rzeczy ładnych i kompletnie nieużytecznych poza sezonem świątecznym, zwanych ‚rękodziełem’, próby chóralnych śpiewów ulicznych (czyli każdy może się dołączyć, chociaż nie każdy może powinien) i inne takie tam. O, proszę bardzo, żeby nie być gołosłowną:
odpustowy koszmar wegetarianki
czy chce Pani potrzymać mój czosnek?
obowiązkowy grzaniec z cydru, mm
White Christmas, nie da się ukryć
typowe brytyjskie ‚pies’, ugh, ale ciekawy, prawda, dizajn
pani Hinduska, matka cudownej zupy z soczewicy dla zziębniętych
ptaszek z Australii, powiązania ze świętami niejasne
…i teraz wszyscy razem: bum talala cyk cyk, rudolf the red-nosed reeeeeindeeeeeer…
widoczek o charakterze, prawda, ogólnym
Podsumowując, w piątek śpiewałam kolędy w St Fagans, w sobotę jarmarkowałam w Caerphilly, a tydzień temu heroicznie i własnoręcznie ubrałam w biurze choinkę. Budzi powszechną sensację, co napawa mnie dumą. Niestety na nic więcej mnie w tym sezonie świątecznym chyba już nie stać. Tymczasem bardzo serdecznie pozdrawiam państwa, bardzo serdecznie.
Jak zwykle rozbawiłaś mnie serdecznie Aniu! Takie jarmarki lubię bardzo, zwłaszcza jak mi kto da grzańca, ale śnieg faktycznie by sie przydał
Szczególnie mnie rozbawia, jak w tym kraju śpiewają tę kolędę:
Sleigh bells ring are you listening
in the lane snow is glistening
A beautiful sight we’re happy tonight
walking in a winter wonderland
Dream on, mówię sobie pod nosem, dream on.. :)
zamek bardzo klimatyczny, od razu przypomnial mi sie serial Robin Hood, z lat mej mlodosci, z Michael Praed (czy jakos tak) w roli glownej :) cos pieknego po prostu.
No i zdjecie „kiełbasa w ogniu” świetne :) i choinka biurowa tez :) przeurocza.
Ach jak ja sie w nim kochalam, co jest kompletnie niezrozumiale biorac pod uwage jak straszna mial fryzure.. :) Muzyka była piekna tez.
Oj tam ze straszna fryzura, no jaka straszna :) wtedy byla bardzo na czasie, bo szalały mullety :)
Dzis jak sie oglada zdjecia z tamtych lat to mozna boki zrywac :) – a Robin pozostal takoz samo piekny, jako i muzyka z filmu :)
Wtedy też nie byłam fanką, chociaż zdaje się, że sama miałam taką :) czekam i czekam na sentymentalny stosunek do lat 80-tych jako moich dziecięcych, i nie mogę sie doczekać.. myślę, że gwoździem do trumny były watowane ramiona :)
Ja z tej jarmarcznej relacji miałam niezłą ucztę (jak zawsze zresztą), podoba mi się to zdjęcie „bratwurst w ogniu” a choinka kapitalna. To nic, że bombki większe niż choinka, liczą się chęci.
Zazwyczaj w okolicach świąt wzrasta mi skłonność do rebelii.. :)
Haha, świetne, masz talent dziewczyno ! Nie tylko do wierszyków, ma się rozumieć !
Jak mieszkałem na południu Anglii to śnieg bywał. Całe kilka godzin…
Z wege pozdrowieniami z południowej Francji- elegancji
Podziękowała :)
Zamieniłabym się w tej chwili na tę Francję, nie chcesz może..?
Salut, nie chcę mimo jakiegośtam sentymentu do Brytanii…
ale jest takie dobre powiedzenie, a nawet dwa, to i zacytuję,
mimo ze banalne albo wyświechtane, to jednak :
” Be careful for what you’re wishing „…
oraz
” (…) is always greener on the other side” ( Sumtimes it is ! )
Mais… il y a plus verte dans le sud de la France ;)
Tu a peut etre raison
I my również, my również serdecznie pozdrawiamy.
:)
A mnie oczywiście zainteresował grzaniec. Cydr? Jakoś bym nie przypuszczał. A z czym to łączą, bo wątło jakoś mi to wygląda…
A zdaje się z tym wszystkim z czym grzane wino. Przyprawki korzenne, miodek, amatorzy trunków mniej wątłych dolewają kropelkę whisky, co kto lubi, co jak komu smakuje. Ja lubię cydr, byle nie wytrawny; ale bardziej latem, schłodzony :)
O właśnie, o tą kropelkę whisky mi chodziło:) Żeby grzaniec grzał jak jego pijący…
Ze mnie taki pijacz, że nawet bez tej kropelki działa.. Raz się napiłam takiej prawdziwej góralskiej herbaty z prądem, łomatko, co to się działo.. :)
Wielkie nieba! A ja myślałam, że to wieża w Brigdenorth jest unikatowa w tym kraju, bo jest krzywsza od tej w Pizie…
Pozdro ;)
o, jaki ładny ruinek, ta wieża nie jest krzywa, ona jest prawie upadła :)
W sumie racja.. dlatego mam pietra i jeszcze się jej z bliska nie przyjrzałam, ale legendy po wsi krążą…
Uwielbiam Pani komentarze i wycieczki krajoznawcze ale ten ptaszek to tylko zimorodek pozdrawiam serdecznie i zycze pogodnych swiat hanna
No właśnie wygląda trochę zimorodkowo, ale jest znacznie większy, rozmiaru powiedziałabym dobrze przerośniętego gołębia. Był podpisany, ale zapomniałam; pamiętam tylko, że z Australii i że podobno bardzo typowy dla tego kraju.
Podziękowała za dobre słowo i również życzy zdrowych i wesołych :)