Wieczór w górach zawsze zapada błyskawicznie. Dzień był pełen wrażeń, jesteśmy zmęczeni. Samochód porusza się płynnie po szkockich serpentynach; nikt nic nie mówi. Na drodze nie ma żadnego ruchu; światła samochodu co rusz odbijają się od powierzchni któregoś z licznych jezior. Opieram czoło o szybę, pozwalam krajobrazowi przepływać przeze mnie swobodnie, bez żadnych zakłóceń. W gasnącym świetle dnia złotawe łańcuchy górskie zmieniają się w brunatne. Wyglądają jak porysowane gigantycznym widelcem: setkami, tysiącami żlebów pędzą w dół małe wodospady. Tu i ówdzie wciąż leżą białe czapy śniegu. Góry są tak blisko, przy samej drodze, w pewnej chwili ogarnia mnie przemożone pragnienie, żeby wysiąść i te brunatne góry objąć, i tak zostać. Wrażenie jest tak silne, że mam łzy w oczach. Ej, niech ktoś wciśnie pauzę. Zatrzymać tę chwilę.
Jutro już będziemy stąd wyjeżdżać. Słuchaj! Nic nie słyszysz, no właśnie. Taka cisza. Powiedzcie mi coś na do widzenia, szkockie góry. Szkockie góry puszczają do mnie oko księżycem odbitym od powierzchni jeziora. To jedyne źródło światła. Bezchmurne nocne niebo wspiera się tysiącem galaktyk na szczytach, jak zmęczony wędrowiec. Ja mam jednak generalnie szczęście do pogody. Przecież mogłoby lać. Mogłaby zejść mgła, jak kiedyś w Zakopanem, kiedy musiałam kupić pocztówkę żeby udowodnić Boskiemu, że jesteśmy w górach; sfochowane Tatry wyłoniły się zza mgły pięć minut później, wywaliły do nas jęzor i znowu zniknęły, tym razem na dobre. Jak statek-widmo. Ale generalnie to mam szczęście do pogody, tak. Odpukać.
No więc, Pamelo żegnaj. Dziękuję ci za obłędną ilość krystalicznie czystego powietrza, która sprawiła, że każdej nocy miałam tak intensywne sny, że po przebudzeniu czułam się jakbym właśnie sześć razy wbiegła na Ben Nevis. Ostatni raz tak intensywnie śniłam jakieś 15 lat temu. We śnie ukazał mi się trójkąt na niebie i kazał mi bezzwłocznie urodzić syna bożego, dzięki Bogu, że nie jestem wierząca, bo może dziś byłabym przywódczynią jakiejś krwiożerczej sekty podprowadzającej staruszkom drobne na jedzenie dla kota.
Highlands, wy jesteście jak zdrowie. Ile was trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto potrzebował tlenu i wyjechał z was unosząc się w powietrzu jak niebieski balonik. Jak dziecko z koglem-moglem w letni wakacyjny poranek. W tle Lato z Radiem. Ze szklarni dochodzi zapach pomidorów. Dziecko jeszcze nie wie, że to tak zawsze nie będzie. Ja już wiem.
Przepiękny tekst, zaniemòwiłam z wrażenia, poczułam te góry całą piersią. I wróciły wspomnienia bo przecież właśnie tam pojechałam w podróż poślubną. Dziękuje
Nietypowy kierunek na podróż poślubną, ale przecież jaki wdzięczny.. Pozdrawiam ciepło.
Aniu to dlatego, że jak braliśmy ślub nasze paszporty były uziemione w Home office czekając na wizę. Takie były czasy. Ale nigdy nie żałowaliśmy
Góry mają w sobie nostalgię powrotów.
Wbiegłem kiedyś prawie na Małołączniaka. Zmęczony, ale dumny. Patrzyłem jak ptak w doliny. Morze się nie umywa. Chyba że burza na środku oceanu.
Jeszcze wodospady. Mam bzika na punkcie wodospadów. O Victoria Falls marzę uparcie i skrycie. Pięknie to Prezio ujął; tak ro-man-tycz-nie.
Jeśli będziesz jeszcze kieduś w Yorkshire, to koniecznie odwiedź to miejsce. Nie będziesz zawiedziona. Gorąco polecam! Byłem tam już kilka razy, ale niebawem znowu tam wpadnę. Będzie temat na wis do bloga.
http://www.ingletonwaterfallstrail.co.uk
W pracy się powinno pracować, a nie pisać;)
Bardzo ładny. Więc co robi Anglia? Ogradza i kasuje za bilety! Typowe :) Czytałam ostatnio, że całkiem sporo tych wodospadów tam macie; podejrzewam, że i bez tego miałabym co robić w Yorkshire podczas drugiej – a pewnie i trzeciej i czwartej – wizyty, ale nie powiem, że ten fakt nie zachęca mnie dodatkowo:)
A, i dzięki za dobre słowo tam niżej. Appreciated.
No taki już angielski urok;) Też tego nie lubię, ale jak chcesz free i bez płotu to zerknij na High Force i Low Force z przyległościami.
http://www.highforcewaterfall.com
Tak, ten był na liście najpiękniejszych wodospadów UK. Przepiękny. Niestety, póki co musisz się wybrać w moim imieniu :)
I will. Again;)
Teraz masz misję, odpowiadasz za promocję Yorkshire :)
W Szkocji jest mnóstwo wodospadów, wodospadzików, ciurkaczy … Ja tu umrę a prochy moje wiatr w Highlandach rozwieje.
Ta myśl nie jest mi niemiła, również. .
Szkocja to taki inny wymiar. Szkocki matrix no :-) I dobrze tam nie mieszkać, bo wtedy dopiero się ją czuje, tak wielokrotnie, bardziej niż tubylcy… I się śni, i się marzy, i się urlopy planuje. Nawet w imię ofiary dla meszek hi hi :-)
Aye! Ja się mogę spokojnie poświęcić, mnie nie gryzą :]
Niemożliwe!!! Gryzą, gryzą. Może w takich miejscach, że … nie możesz obejrzeć? :p
.. ale i tak bym chyba poczuła.. :) Poza tym ja zjadam tyle czosnku, że jeszcze się nie urodził taki meszek, który by temu dał radę, o!
Chciałabym coś tu zacytować i wskazać, że to mój ulubiony fragment, ale to bez sensu – tylko całą notkę bym przekleiła. No dobra – góry puszczające oko księżycem są moim faworytem. Jest w tym nastrój wilczego wycia, kraterów, samotnych szlaków i poświat.
Dobranoc, Aniu
Dzię dobry. Dzięki, że chciało Ci się to napisać, zwykle zgrywam twardzielkę, ale to dla mnie ważne, to mnie pcha do przodu.
Wspaniały, sentymentalny tekst. Pełen melancholij. Pięknie napisane!
Czasami myślę że te wszystkie piękne chwile zachwytu,wspomnienia z dzieciństwa ,młodości ,podróży, nie pomieszczą się w naszym sercu a jednak dajemy radę,Wzruszyłam się do łez.
Bo mamy taaaaakie wielkie serca :) cmok
Kocham góry, piękny tekst, a to zdjęcie na dole jak z bajki.
Halo halo
Jesteś Anno moim ulubionym blogiem. Pisz, pisz, a najlepiej książkę całą napisz.
Mieszkam w tym pięknie od siedmiu lat i już go nie opuszczę.
Kiedy już rzygam ludźmi, mam piękny dystans tu na dłoni. Lub stopach.
Lub na końcu kierownicy.
Doskonały post. Taka właśnie jest Szkocja a szczególnie jej Highlands.
Lubię Cię, wiesz😀
Cóż, że wirtualnie:)
Btw- a najbardziej Cię zaczęłam ‚polubiać’ od tekstu o amerykańskich naukowcach. Zazwyczaj gdy ktoś farmazony prawi to sobie parafrazuję.
No dobra, coś długi ten comment. Będzie.
Jestem beznadziejna w przyjmowaniu takich miłych słów; ale próbuję z tym walczyć. Oto heroicznym wysiłkiem, zamiast jak zwykle machać lekceważąco ręką i udawać, że oj tam oj, nie ma o czym mówić, mówię: dzięki. To ważne. Jeśli chodzi o Szkocję, to niesamowite, jak jej wspomnienie we mnie urosło od czasu pobytu tam, z każdym dniem zamiast maleć, jak wszystko inne, rozpycha się we mnie coraz bardziej, jak by było u siebie i woła, woła.. Zupełnie Ci się nie dziwię. Szczęściaro :)
Ano.
A zasluzonym byc trzeba, ot co!