Wodne miasto z głową w chmurach; wciąż jeszcze płyniesz w moich żyłach. Pulsujący życiem, imponujący, magnetyczny. Początkowo tylko pozwoliłeś się podziwiać, zachowując ten chłodny północny dystans, ale w miarę jak oswajaliśmy się ze sobą coraz częściej się śmiałeś, i nawet pobiegłeś za mną kiedy byłam już bardzo zmęczona i nie chciałam już na nic patrzeć, wcale, na nic, nigdy! Kupiłeś dwie kawy, przysiadłeś obok na ławce i siedzieliśmy tak bez słowa, z popołudniowym słońcem na twarzy. Obok Urodziwa Blondynka co rusz zerkała na zegarek z rosnącą irytacją, ale ten na kogo czekała nie dawał znaku życia. W tle pulsowało śmiechem wesołe miasteczko. Nie z gatunku tych obwoźnych, z którymi uciekają w świat piękni młodzi chłopcy. Chociaż kto wie. Blondynka czekała i czekała, ale nikt nie przyszedł.
Czasem czuję się taki stary, powiedziałeś z delikatnym odcieniem kokieterii, stojąc w kolejce po bułkę ze śledziem. Zacząłeś się żalić, że dręczą cię różne dolegliwości, że wciąż ci się blokują arterie, że co rusz debatują nad twoim stanem i szukają skutecznych terapii. Że wokół ciebie wciąż tłum ludzi. Że ciągle ktoś pod tobą kopie dołki. Że cię nie szanują. Że czujesz się czasem ubezwłasnowolniony. Jak pajacyk na sznurkach. Ogólnie to oczywiście nie narzekasz, ale. Czasem chciałbyś. Coś. Tak na wariata. Bez ciężaru oczekiwań. Bez planów. Bez pozwoleń.
Poszliśmy przed siebie, przedzierając się ze śmiechem przez sześć tysięcy Chińczyków. Takie sześć tysięcy Chińczyków to zawsze podobno wie, gdzie są wszystkie najważniejsze atrakcje. Prowadziłeś mnie pod ramię lawirując wąskimi kolorowymi uliczkami Gamla Stan; tu, zobacz, widzisz? – szyld ledwo wystaje ponad poziom kocich łbów – tu mają najlepsze cynamonowe kanelbulle w Szwecji. I można pogadać o szeroko pojętym życiu.
Chłodny północny wiatr rozwiewał mi włosy kiedy przeprawialiśmy się z jednej wyspy na drugą, a potem na kolejną i kolejną. A teraz pójdziemy tam, gdzie nie będzie w ogóle żadnych Chińczyków, powiedziałeś. Monteliusvägen, najlepsze miejsce do całowania, podobno. Jaka szkoda, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, westchnęłam. Uśmiechnąłeś się figlarnie.
Ach, te wodne tramwaje kursujące między wyspami z czasową precyzją zegara atomowego. Widzisz te dziewczyny, zapytałeś, wracają z Midsommar. Jak to skąd wiem? Na Midsommar składa się w ofierze miliony młodych brzóz. Nie krzyw się, taka tradycja. Z tradycją się nie walczy. Jak się tak krzywisz to wyglądasz jak byś była w moim wieku.
Zgłodnieliśmy; oczywiście zdałam się na ciebie. Kiedy zamawiałeś tradycyjne klopsiki dla siebie i łososia dla mnie, ja nie mogłam oderwać oczu od tej scenki w rogu. Kurczowo ściskałam aparat w ogromnej rozterce i w końcu strzeliłam. Tyle stresu, a ona nawet nie zauważyła. Znam ją, szepnąłeś znad dwóch ogromnych kubków herbaty o smaku imbirowym. Często tu przychodzi. Niezwykła, jak z obrazu Vermeera. Update XXI.
Długo chodziliśmy, śmialiśmy się, skakaliśmy z wyspy na wyspę goniąc wodne tramwaje. Między nami nic nie było, żadnych zwierzeń, wyznań żadnych. Nic nas z sobą nie łączyło. Aż do tamtej chwili, kiedy przed naszymi oczyma rozlał się najpiękniejszy zachód słońca jaki widziała ta dobra ziemia.
A potem nastała ta jedna z tych twoich białych-szarych nocy.
Wiesz, nigdy nie wracam drugi raz w to samo miejsce. Tak mało mam czasu, a tak dużo do zobaczenia. Ale może jeszcze kiedyś się spotkamy. Ty cudowne miasto z głową w chmurach.
Czekaj na mnie.
Zazdrośnie mi trochę. Ale.. Mnie tam jeszcze nie było. To mogę pojechać☺️
W pewnym sensie chciałabym mieć to jeszcze przed sobą :)
Zawsze bylem zauroczony moim miastem i mimo ze widzialem wiele stolic i innych ciekawych i miast, trudno byloby mi sie stad przeprowadzic gdzies indziej. Twoj piekny wpis o Sztokholmie jeszcze bardziej mnie utwierdza w tym przekonaniu. Mysle, ze na pewno tu wrocisz. Kto wie czy tu nie zamieszkasz?
Chcialbym, bo lubie Twoje pioro i fascynujacy sposob obserwacji swiata.
Milo mi bylo prowadzic Was przez to cudowne miasto i starac sie pokazac to co najlepsze probujac splacic dlug wdziecznosci za pokazanie nam Waszej pieknej Wali.
Adamie, nie mogliśmy mieć lepszego przewodnika. Jeszcze raz dzięki.
Co do Sztokholmu (i ogólnie Szwecji), to wyjeżdżałam z poczuciem ogromnego niedosytu, chociaż przecież pełna wrażeń. Więc kto wie.. ta północ daleka, słyszę jak mnie woła..:)
Piękna miłosna historia :) (A po więcej Skandynawii zapraszamy w nasze niskie progi :) )
chętnie zajrzę przy okazji, dzięki
Pieknie, poetycko, malowniczo … Ech .. I’m in love :)
Mnie jeszcze żadne miasto tak nie uwiodło :)
Bardzo fajny tekst :)
Mam przeogromną ochotę na małe tete a tete z Sztokholmem…
Lubię tę atmosferę północy. I Twoje niezwkle klimatyczne zdjęcia. Już wiem, gdzie zerknę, jeśli kiedyś będę się wybierać do Sztokholmu.
Świetne zdjęcia!