życie się jakoś tak rozproszyło, podzieliło na drobne. Niby jeden obraz, a jak się przyjrzeć, to wszystko odrębne puzzle
Ucieka z pracy, idzie na pola, siedzi i medytuje. Gra melodyjki na telefonie i wypatruje w przestrzeni recepty na ciszę w głowie. Przeczesuje źdźbła trawy ręką, szuka tej dziewczyny którą kiedyś była, z poczuciem humoru, lekkiej jak ptasie pióro; widzi rąbek prześwitującej sukienki, ale zanim dobiegnie sukienka już chowa się za następnym źdźbłem, i następnym, i w końcu znika zupełnie w wysokiej trawie.
W tym kraju wszystko w człowieku się kurczy. Może od deszczu, a może od mentalności ludzkiej. Tylko nazwy miejscowości pozostają niezmienne od stuleci. Jadłam dziś śniadanie w Rhosllannerchrugog, a lekki lunch w Llanvihangel Crucornau; założę się o wszystkie pieniądze jakich nie mam, że nawet nie przeczytałeś tych nazw. Nic nie szkodzi. Ja też nie. Jeśli chodzi o walijskie nazwy własne to wyznaję dwie zasady: copy and paste.
Brexit-srexit, wczorajszy nius, podobnie jak wszystkie wojny tego świata czy wyplute na brzegi Europy uchodźcze dzieci. Lato które nie nastąpiło właśnie się kończy; zmierzch z jezior żagle zdjął, już pokemony odleciały stąd. Fenk fak for dat.
Śmiech w tej trawie słyszy, taki niby śmiech, ale w sumie może wcale nie śmiech; znów miga jej z daleka sukienka, a potem przypomina jej się Sekretne Życie Pszczół i May, która zbierała w sobie wszystkie pokraczności tego świata i w końcu musiała je utopić razem z opakowaniem.
Czeka na coś optymistycznego. Życzliwego. Jak kruche ciasteczko z karmelem albo lot balonem nad niekończącą się bielą Antarktydy. Wybiega z domu o siódmej rano i patrzy jak pierwsze promienie słońca przedzierają się przez liście drzew. W porankach jest magia i jest nadzieja; codziennie nowa, nawet jeśli trwa tylko chwilę. Czyta Dezyderatę:
Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech, i pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy.
pesymistycznie coś ostatnio. Do tego ten czarny kolor bloga.
No właśnie, proponuję żebyś wróciła do białego tła – będzie czytelniej a i nastrój może Ci się rozjaśni:)
Po raz kolejny moje uczucia przekładasz na słowa ;) Ostatnio ciagle jakoś jest nie tak. Szukam w sobie tej radości z małych rzeczy i nie potrafię znaleźć. Nawet poczytałam swojego bloga do którego nie zaglądam od wielu lat i mam wrażenie ze to inna osoba pisała. Dorosłość ? Dojrzałość ? Smutnosc jakaś …
Pojechałam w gory moje ukochane Pieniny. Tyle śmiechu do łez tyle ścieżek „tylko moich” (naszych) . Towarzysze dawnych wędrówek juz tam nie jeżdżą …było minęło. Znalazłam miejsca, piękno gór sie nie zmienia tylko skąd tam tyle ludzi juz nie ma tej ciszy sa tłumy, gromady, bandy zaliczaczy szczytów, szlaków …
Resztę wakacji spędziłam w sadzie rodziców tam czas sie zatrzymał… Tylko oni tacy malutcy sie zrobili patrze i widzę kruchość i nie chce myślec co będzie…
Swiat w Polsce sie zmienił, swiat w Anglii rownież mam wrażenie ze nie mam swojego miejsca
Nie potrafię sie juz śmiać tak szczerze do łez i bólu brzucha …
Sorry zdaje sie ze nie podniosłam cię na duchu ;)
Pani kochana. My chyba zostałyśmy przypadkowo rozdzielone w dzieciństwie :) Trochę mnie jednak na duchu podnosisz – wiem, ze nie jestem z tymi odczuciami sama.
posłuchaj sobie disco polo. Odmóżdża jak należy.
sluchasz..?
słuchałem ostatnio ścieżki z filmu „Disco polo”. Bardzo mi się podobała.
Bardzo ciekawy post :) Zdjęcia robione z pasją.
a ja to w ogóle już swojego znaleźć nie mogę
bo miłość tu, a pasja rwie gdzie indziej, to się miłość wybiera, żeby samemu na starość nie-być…
a i gwarancji nie ma, że tam gdzieś by się już czuło OK
no i tak pojeździłam i szukałam i ciągle mam wrażenie, że wszędzie dobrze, ale nie tu
świetnie rozumiem pani kochana. No ale ostatecznie we dwoje tez czasem mozna gdzies pojechac i tez bedzie git, nie? ;)
A no niby się jeździ w lecie :) I też niby zwiedza i nowych miejsc szuka i też fajnie. Jednak zostaje ta tęsknota, żeby sobie samemu gdzieś, po cichu, ino z aparatem, bez makijażu i w byle jakiej kurtce pobuszować tam, gdzie inni nie lubią, bo np. leje i zimno :)