Kiedy codzienność mnie trochę przyciska do ziemi, czerpię pewnego rodzaju pociechę z przyglądania się odpływom i przypływom, które są niczym innym, jak gwarantowanymi, nieuchronnie po sobie następującymi totalnymi zwrotami akcji.
Przyzwyczaiłam się do porannych spacerów nad morzem. O świcie tam zwykle nikogo nie ma, nie licząc jakiegoś szczególnie oddanego sprawie wędkarza. Świat szumi i otula człowieka rześkim powietrzem; w skałach zawsze można wypatrzeć jakąś sympatyczną miejscówkę do kontemplacji wkurzonych fal przypływu rozbijających się z furią o brzeg.
Czasem podczas tych wypraw coś się zdarzy, uśmiech, krótka rozmowa, zwyczajna propozycja. Podzielę się z panią kawą, skoro pani nie ma. Ale przecież. Nie mogę. Muszę. Muszę jechać. Dwie minuty z panem rozmawiałam i już zdążyliśmy wybudować dom Z Widokiem Na Morze i Kominkiem. Muszę jechać, zdecydowanie, przecież, poważni, dorośli, odpowiedzialni, spętani. Często pani tu przychodzi? Proszę pana, ja tu mieszkam. Co tydzień w sobotę o wschodzie słońca tu mieszkam. W międzyczasie mieszkam gdzie indziej, ale tu mi się bardziej podoba. A pan? Tak? To kawał drogi. Że nie tak daleko..? Proszę natychmiast zgasić ten uśmiech. Dorośli, spętani. Jechać. Muszę. Miłego dnia. Miłego życia.
Czasem przez drogę przebiega rudy lis, i znów nie wiem czy to na szczęście, czy na zmianę pogody, nie znam się za dobrze na oczywistych znakach od losu. Czasem z pobocza wyfrunie niespiesznie kania ruda. To taki ptaszek drapieżny z rudym ogonem w kształcie latawca (jej angielska nazwa to red kite, czyli rudy latawiec). Patrzę zahipnotyzowana, jak się wznosi majestatycznie, powoli, aż zmienia się w rdzawą plamkę i znika w zamglonej tarczy wstającego słońca.
Czasem zatrzymuję się na tę kawę, co jej z tamtym panem nie wypiłam. Kojarzysz ten moment kiedy kupujesz kawę w kafejce, i jest to najgorsza kawa w historii kawy, i wstajesz od stolika i idziesz do sprzedawczyni i syczysz z wściekłością co to jest piłaś to to kiedyś wiedźmo rogata, a ona patrzy Ci w oczy tym szyderczym tonem głosu i wskazuje na plakietkę z napisem nie obrażać obsługi, po czym sięga za kantorek i wyciąga agresywnie wyglądający plastikowy widelec; ale ty jesteś szybsza i chwytasz za butlę keczupu i rozlewasz ją na głowie wiedźmy z szaleńczą satysfakcją… I w tym momencie zdajesz sobie sprawę, że nadal siedzisz przy stoliku, ściskając w ręce butlę keczupu, który spływa sobie radośnie na obrus, a cała kafeja się na ciebie gapi. Tego. Ostrożnie odstawiasz keczup, kurczysz się odrobinę w sobie, heroicznie dopijasz najgorszą kawę w historii kawy, dziękujesz sprzedawczyni z uśmiechem i wychodzisz obiecując sobie, że następnym razem na pewno im pokażesz, kurde, no.
I takie buty.
ładnie tam w cholerę… bardzo ładnie
Wciąż mnie czasem to uderza. Jak również fakt, że tak wiele miejscowych nigdy tego nie dostrzega. Miło Cię znów widzieć po latach ;)
nie uciekłem nigdzie, czytam sobie po cichu :)
To samo można powiedzieć o Polakach co nie dostrzegają uroku polskich lasów, morza czy gór
To chyba generalnie jest tak z większością ludzi, że to co ‚nasze’, codzienne nigdy nie jest tak interesujące, jak to ‚cudze’. Ja na szczęście nie mam tego problemu/poglądu.
czy to Ogmore – of – Sea?
Ogmore by Sea, tak, tam mam najbliżej, to wpadam jak tylko mogę. Czuję, że udomowiłam to miejsce : )
lurowata kawa też ma swoje uroki. Wiem co mówię bo opiłem się dużo takiej kawy jak budowałem kanalizę pod Jarocinem. Częstowali nas nią ludzie praktyczne z każdego mijanego naszą kanalizą domu. Czasami siedząc w biurze z różnymi kolesiami którzy mają złotówki zamiast oczu i pijąc dobrą kawę zamieniłbym tą ekskluzywną kawę na lurę w towarzystwie ludzi i robotników spod Jarocina.
Jeśli o mnie chodzi, to są pewne okoliczności łagodzące, w których nie zwracam uwagi na to co za paskudztwo mi ładują do kubka. Oni tutaj wychodzą często z założenia, że nie ważne jakiej jakości trunek, ważne, że z kimś sympatycznym się pije, rozmawia o dupie maryni, ogrzewa zziębnięte ręce. Nic tak tubylców nie stawia do pionu, jak kubek herbaty, obojętnie jakiej byle z mlekiem, jakby to był lek na całe zło. Trochę to od nich podłapałam, ale generalnie oceniam ich kawy i herbaty raczej nędznie.