wsiąść do pciągu bylejakiego

DSC_1240

6:56 do B. Zamykam oczy, pciąg rozpędza się i po kilku sekundach płynnie wchodzi w tryb monotonnej kołyski. 9 minut i już wiem, co będzie za chwilę. Tuż za stacją wpadnę na szefa, który radośnie oznajmi, że wszystko się wali! Softłer nie działa, i hardłer nie działa, a czynnik ludzki nie zawiódł tylko dlatego, że się rozchorował. Szef nie sypia po nocach, więc dłubie zdalnie w systemie próbując naprawiać ciągłe mniejsze i większe czkawki systemowe; to sens jego życia. Z żoną rozmawia przez fejsa. Troubleshooting! Oznajmi szef entuzjastycznie już za chwilę, już za 9 minut.  Znowu.

Czuję jak budzi się we mnie koci, przeciągający się z pomrukiem sprzeciw. Nie mam dziś na to ochoty. Odwalcie się wszyscy i wasz niekończący się troubleshooting też.

Chyba zostanę sobie w tym pciągu. Zobaczymy, dokąd jeżdżą pciągi byle jakie.

Strzelam palcem w mapę na telefonie. Kupuję bilet. Przez następne 2.5 godziny dwukrotnie się  przesiadam. Stacyjki są coraz mniejsze i coraz bardziej urocze. Wiesz, mają te takie wiktoriańskie żelazne wsporniki zdobione w różne kształty i kolory. Z każdą następną stacyjką ubywa pasażerów i przybywa słońca za oknem. W pewnym momencie zostaję całkiem sama w całym ogromnym przedziale First Great Western przecinającym niespiesznie Gloucestershire. Za oknem falują zielone wzgórza. Zrzucam buty. Opatulam się w przytulny wełniany szal. Dopijam kawę. Nigdzie się nie spieszę. Nikt nie wie gdzie jestem, wskoczyłam na chwilę w równoległy wszechświat. W którym wedle uświęconych porządków codzienności w ogóle nie powinno mnie być. Może tak naprawdę mnie nie ma..? Przede mną niewiadoma, a za mną pośpiech i nawalający softłer. Bezwstydnie skradziony życiu moment totalnej wolności.

Polecam.DSC_1247

 

mosty, promy, światy

woman in red

Mosty łączą brzegi. Czasem ludzi. Świat jest pełen mostów, a jednak tak wielu ludzi pozostaje tylko po jednej stronie.

Tu i ówdzie nad mikroskopijną przystanią zalegają jeszcze drobne łatki wilgotnej mgły. Dookoła nie ma nikogo oprócz Tej w Czerwonym. Dopala porannego papierosa na jednej z drewnianych ławek należących do kafei obok; patrzy nieobecnym wzrokiem na zakręt za którym znika rzeka. Nawet nie zauważa, że wszechobecna wilgoć bawi się jej włosami skręcając je w malownicze makarony. Prom na drugą stronę rzeki Wye z nie do końca jasnej przyczyny dziś nie kursuje; kołysze się melancholijnie przy pomoście pokryty kropkami wody jak wysypką.

Mówiąc prom.. Wyobraź sobie niedużą płaskodenną łódkę z ławkami wzdłuż obu burt, przeciąganą ręcznie na drugą stronę za pomocą grubej liny. Obecnie lina spoczywa sobie na dnie rzeki, zatopiona pod ciężarem nie do końca jasnych argumentów przestojowych. Jedynym pasażerem promu jest osowiały czerwony plecak. Prom nazywa się ancient foot ferry, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza stary stopa prom. Już mam iść, kiedy nagle wychwytuję kątem oka jakiś ruch. Odwracam głowę. Zasadzony na wielkiej kurzej stopie prom skacze przez rzekę na drugą stronę z piszczącymi pasażerami kurczowo uczepionymi ławek i desperacko próbującymi zachować godność w obliczu jednoczesnego działania sił odśrodkowych jak i wręcz przeciwnych. Pan Promowy o wyglądzie Jokera zanosi się od chichotu i trzaska polaroidowe zdjęcia, które wpycha pozieleniałym pasażerom do kieszeni. Klik, klik, trzaska Pan Promowy.

Kropla deszczu spada mi na nos. Prom znika. Joker rozpływa się w powietrzu jak uśmiech kota z krainy czarów. Piski pasażerów cichną w oddali. Ruszam wzdłuż rzeki na wyprawę Po Most.

sy

Drzewa są w większości gołe; nie da się ukryć, że dominującym kolorem w lesie jest obecnie gnijący brąz i szarość; na szczęście przynajmniej trawa jest w tym kraju nasycona głęboką zielenią. Jedyny pożytek z uporczywego deszczu. Ten specyficzny zapach świata w wilgotnych popiołach, tuż przed odrodzeniem się, działa uspokajająco jak wizyta na polskim cmentarzu w listopadzie. Minus rodzina i statystyki wypadków śmiertelnych pod wpływem świętowania tradycji. Ślizgam się na błotnistych ścieżkach. Jest Most. Mosty łączą brzegi. Czasem ludzi. Świat jest pełen mostów, a jednak tak wielu ludzi pozostaje tylko po jednej stronie.

sy4

Może dlatego, że mosty skrzypią. I ruszają się. A pod nimi płyną rwące rzeki. Albo tylko sześć osób na raz może przejść. Sześć osób z sześciu miliardów. Matko, w tym tempie nigdy do siebie nie dojdziemy.

Wracam do punktu wyjścia. Ta w Czerwonym znowu siedzi. Przygląda mi się przez chwilę i bez słowa podaje swojego papierosa. Patrzymy sobie. Uśmiechamy się lekko. Dwie konspiratorki.

________________

Więcej na temat tej malowniczej okolicy tutaj.

małe wielkie miasto

DSCN3006

Chodzi o to, że Walię i Szkocję można kochać za piękno natury, ale to do Anglii jeździ się po historię, która często wcale nie siedzi pochowana za ogrodzeniami i opłatami za wstęp, ale żyje pomiędzy ludźmi, dzieląc ich codzienność, nie wadząc nikomu, gdzieś tam w tle.

O Wells usłyszałam przypadkowo w telewizorze. Odbywał się tam akurat jeden z tych rozlicznych antique shows, czyli programów, w których ludzie przynoszą wygrzebane gdzieś starocie a eksperci je wyceniają. Prowadzący rozpływał się w zachwycie nad miastem, a zwłaszcza nad urodą średniowiecznej katedry, dzięki której nieduże Wells ma właśnie statut administracyjny city, czyli miasta pełną gębą, w odróżnieniu od town, czyli miasteczka. Dla wielbicieli statystyk: Wells to najmniejsze city w Anglii. I znajduje się w Somerset, hrabstwie cydru. Nie żebym tu, prawda.. ale dobry cydr nie jest zły, pod warunkiem, że nie jest zbyt wytrawny (dry). Odchodzisz od tematu. Hm, tak. Nazwa ‚Wells’ oznacza studnie; często używana jest na określenie źródełka; jednego z tych, co to zazwyczaj mają jakieś cudowne właściwości. Jesteś lekiem na całe zło i nadzieją na przyszły rok, lalala…. sory. Źródełko życzyło sobie wybić na terenie wybudowanego później Pałacu Biskupa, o którym pisałam już wcześniej a źródlana woda płynie sobie ulicami miasta w specjalnych rynienkach. Urocze czy jak?

DSCN2988

DSCN29355wellSama katedra jest jedną z najładniejszych jakie widziałam, a widziałam całkiem sporo, bo lubię katedry. Już sam jej elegancki front robi wrażenie, ale w środku okazuje się architektonicznym cudem rodem z  tolkienowskiego Rivendell. Unikatowa linia łuków jest perfekcyjna; patrzenie na nią stanowi przeżycie czysto estetyczne, niezwykłe. Katedra jest stareńka i ma mnóstwo zakamarków aż pulsujących namacalną historią. Np. jedyny tak dobrze zachowany średniowieczny zegar w Europie – na chodzie. O określonych godzinach figurki poruszają się ‚walcząc’ ze sobą jak poznańskie koziołki.

3Odnośnie dotykania historii: niedaleko ołtarza stoi sobie zupełnie nieniepokojony przez większość turystów mebelek. Mebelek powstał jako skrzynia na szaty liturgiczne, wygląda o tak:

DSCN2871i został wykonany w roku 1120. 1 1 2 0, powtarzam. Wciąż w użyciu. I tak sobie stoi, o. I można pogłaskać, i nikt nie krzyczy. Mój mózg eksplodował nie mogąc tego faktu przetworzyć. Nie można bardziej dotknąć historii. Albo takie, o, proszę, schodki. Fikuśnie wykoślawione przez miliony pobożnych stóp.

4Albo taki biskup, cały pokryty autografami ludzi nieżyjących od wieków. To najbardziej interesująca rzeźba nagrobna jaką w życiu widziałam. Zwykle takie rzeźby są przeraźliwie nudne i nikt nie zwraca na nie uwagi. W tym przypadku wandalizm pamiątkowy wynikający z potrzeby pozostawienia po sobie trwałego śladu na tym padole nie tylko wzbogacił zabytek wizualnie, ale sam stał się zabytkiem.

DSCN2878DSCN2880Katedra ma również malownicze krużganki i przylegający cmentarzyk, a za płotem, po sąsiedzku mieszka wspomniany już Pałac Biskupa. Niejako między jednym a drugim znajduje się Peniless Porch, czyli w dosłownym tłumaczeniu ‚ganek dla ludzi bez grosza przy duszy’, zaułek żebraczy, prawnie ustanowiony w 1450. Nie przypomina to komuś troszkę gildii żebraczej z Ankh Morpork..?

2Tuz obok katedry znajduje się brama skrywająca prawdziwy skarb, jedną z najsłynniejszych ulic Anglii – Vicar’s Close. Ulica szczyci się statusem najstarszej nieprzerwanie zamieszkałej ulicy w Europie; i tak, robi wrażenie, i tak, najprawdopodobniej skręci cię z zazdrości. Budynki powstały w połowie XIV w i jakoś strasznie mocno się podobno z zewnątrz nie zmieniły. Charakterystyczne kominy Vicar’s Close to jedna z pocztówkowych ikon Anglii. Popatrz sam.

Podsumowując, pełne średniowiecznego czaru Wells to miejsce idealne na całodniową wycieczkę. Nie bez znaczenia jest fakt, że w czasach komercjalizacji totalnie wszystkiego wstęp do katedry jest bezpłatny, well.. dotacje mile widziane, ale jednak wstęp bezpłatny. To lubimy.

I jeszcze mają tam gadające toalety. Przysięgam. Nie zwariowałam.

fochPS. Gdzie jesteśmy, mapka dzięki uprzejmości Google.

wells map

był sobie pałac

6

… a tam, o, proszę, znajduje się pierwszy oryginalny pałac biskupa, chociaż na dzisiejsze standardy to raczej komórka na miotły – chichocze z ogłuszającym wdziękiem Pan Przewodnik – i ma już osiemset lat! – dodaje puchnąc z dumy, co budzi obawy o los szwów w jego i tak już dobrze dopasowanej marynarce. Następnie splata serdelkowate paluszki na piersi, kieruje wzrok ku niebu dla stosownej inspiracji i kontynuuje. Pierwszy biskup był człowiekiem praktycznym, nie lubił gadżetów i nie bawił się w żadne tam, prawda, ozdobne po-pier-dół-ki. Drugi miał już większe aspiracje, o, to tam wybudował, i tamto, a następny zainwestował w przydomowy ogródek, nic wystawnego, 14 akrów. Kolejny biskup oświecony łaską pańską zwiększył podatki tak bardzo, że dla powstrzymania naporu zdenerwowanych podatników musiał sobie wybudować o ten tu widoczny Wielki Gruby Mur.

A ta wolno sobie stojąca ścianka z oknami? W czasie Wojny Róż przyszli po cynę z dachu katedry, żeby ją, prawda, przetopić na działa, as you do, na szczęście mała łapóweczka przekonała ich, że cyna z dachu Great Hall’u biskupstwa jest lepszej jakości, więc katedra ocalała, ale Great Hall od tamtego czasu służył głównie za zbiornik deszczówki. Któryś tam z kolei biskup był estetą, doszedł do wniosku, że nie podobają mu się cztery ściany bez dachu, i że jedna będzie wyglądać lepiej, i w duchu wiktoriańskiego romantyzmu wyburzył pozostałe. Tu są chusteczki dla członków National Trust, proszę, proszę. Nic nie szkodzi, niech pani dmucha bez krępacji. Matko, ależ pani ma potencjał! Nasz obecny biskup nadal mieszka na terenie pałacu, ale zajmuje z małżonką jedynie skromne dwupokojowe mieszkanko. O, a oto i biskup, proszę bardzo, ten tam w dresie, sortuje śmieci. Pomachajmy do biskupa, wszyscy machają, bardzo ładnie.

7ogrody pocz palacyk

A tutaj są te źródła właśnie, które dały naszemu Wells nazwę (well – studnia, również inne źródło wody, najczęściej o jakichś superwłaściwościach). Jeden biskup umyślił sobie, że jak podaruje te źródlaną wodę mieszkańcom to zyska dodatkowe punkty u pracodawcy na Górze; dlatego właśnie przez miasto płynie woda w specjalnych rynienkach, zauważyliście? Jako backup biskup sprytnie ogłosił, że źródło wyschnie, jeśli obdarowani przestaną mu żarliwie dziękować w modlitwach. Na wszelki wypadek do dziś się odprawia mszę w jego intencji. W tych kręgach to nigdy nic nie wiadomo – szepcze Pan Przewodnik, z niejasnej przyczyny rozglądając się nerwowo dookoła. Grupa z przyczyn jeszcze mniej jasnych natychmiast robi to samo.

wells

well

A tu, za murkiem, o, to były jelenie na które sobie państwo biskupstwo polowało z królami i innymi celebrytami. I jeszcze była tam kiedyś bitwa. Słynna bitwa o Wells. Słyszeliście o niej oczywiście..? Grupa gwałtownie wykazuje zainteresowanie układaniem wzorków z kamyczków; pan w panamie ogląda paznokcie tak intensywnie, jakby od tego zależało jego życie. Nie mówcie mi, że nikt o niej nie słyszał??? – Pan Przewodnik jest wzburzony. Proszę się przyjrzeć temu polu bardzo uważnie, bardzo uważnie! Wszyscy rzucamy się do dziury w płocie i gapimy się intensywnie na puste pole mając nadzieje zobaczyć tam odkupienie win. Chuda dziwoszka w okularach gapi się tak mocno, że marszczy nos, co z kolei unosi jej górną wargę do góry nadając wygląd zębatej myszy. Widzicie..? Nie widzicie, i nie zobaczycie, ha! Bo nic tam nie ma! Nie było żadnej bitwy, uhahaha, ale was nabrałem! Było tak: atakujący wystrzelili siedem kul, obrońcy uciekli, a wieczorem wszyscy razem spotkali się w pubie.

I jeszcze tylko wam opowiem o łabędziach z Wells. Otóż biskup taki i taki nauczył je uderzać w taki specjalny gong jak są głodne i wtedy się je karmi. Ta umiejętność zakodowała się w pamięci genetycznej kolejnych pokoleń łabędzi. Niestety, ta parka, którą tu widzicie, rzadko używa gongu. To smutne; nie wiemy, dlaczego. Dlaczego? – dramatyczne pytanie zawisa w powietrzu. Może nie są głodne? ryzykuje nieśmiało pan w panamie. Pan Przewodnik rzuca mu spojrzenie pełne politowania. Nie proszę pana, bo są sztuczne, uahahaha.

DSCN2911

 __________

Wpis luźno oparty na panu przewodniku-wolontariuszu z Bishops Palace and Gardens w Wells (hrabstwo Somerset), posiadaczu tubalnego głosu i barwnego sposobu narracji. Zarówno miejsce, jak i usługi przewodnika (wliczone w cenę) bardzo polecam.

Info praktyczne: wstęp: £7.20. Parkingi pay and display w całej okolicy.

Inne ciekawe rzeczy w Wells: przepiękna katedra, ulica Vicar’s Close, ogólnie bardzo przyjemne miasto, więcej szczegółów wkrótce.