
Tak, panie. Na co komu montekarly i santropezy, kiedy mieszka w Południowej Walii. No sam popatrz. Założę się, że nie dowierzasz, czujnie podejrzewając fotomontaż, tudzież inną podprogową machloję – a tymczasem prawda ci to najprawdziwsza, najszczersza, szczersza nawet od liczka Davida Camerona, spoglądającego na nas ciepło z wysokości ulotki wyborczej konserwatystów. To ja mówi David czule lecz z pasją ja biegnę już, aby was wszystkich zbawić ode grzechu obozu rządzacego, przegonić szatana Browna Gordona na Gibraltar i obniżyć wam jeszcze bardziej vat na groch z kapustą. David jest prawdziwym świętym, jak każdy lider opozycji; myśl jego jasna, spojrzenie czyste, ocena sprawiedliwa a przyszłość pod skrzydłem jego dostatnia.
Ale. Kryzys kryzysem, wybory wyborami, David Cameronem, a nam tu zapowiadają piękne lato, z którego będziemy mogli czerpać radość niezależnie od politycznych zamieszek. Ruszaj Rodaku w kraj ten zielony, wilgotny, odkrywaj, zdobywaj, potomku powstańców i pielgrzymów! Dzisiaj chef poleca Carmarthenshire, a konkretnie pas wybrzeża pomiędzy Carmarthen i Tenby, na atrakcyjność którego składają się małe smakowite wioseczki, żyjące sobie z sezonowej turystyki, i oczywiście bardzo ładne nadmorskie widoki. Będzie też coś dla miłośników poezji i spidu (miłośnik poezji i spidu wygląda tak: %). Oto pędzi do ciebie mapka orientacyjna by nieocenione google (kliknij żeby powiększyć):

Zacznijmy od Laugharne (wymawia się „Lan”, tajemnica tej wymowy nie jest przypuszczalnie znana nawet najstarszym lingwistom). Malowniczo usytuowane, z całkiem sporym zamkiem, ma względem innych podobnych miejscowości w regionie jedną zasadniczą przewagę: Atrakcję Turystyczną na Ogólnowalijską Skalę. Otóż na przełomie lat 40 i 50-tych Laugharne gościło nasłynniejszego walijskiego poetę, Dylana Thomasa – nazwisko znane i w Polsce, ale największą popularnością (oprócz Walii oczywiście) cieszące się swego czasu w Stanach. Jak na prawdziwego poetę przystało, brzydził się przemocą, lubił kobitki i miał problem alkoholowy. Do dziś zachował się dom, w którym mieszkał i chatka na skarpie, w której tworzył – na zdjęciu poniżej.

Tak sobie myślę, że ja bym chyba nie miała nic przeciwko zostaniu sławnym poetą z problemem alkoholowym, jeśli tylko gwarantowałoby to kilka lat spędzonych w takich okolicznościach przyrody. Jest jeden wiersz DT który mi się bardzo podoba, vilanella napisana dla zmarłego ojca. Nie lubię polskiego przekładu, więc wklejam fragment oryginału:
Do not go gentle into that good night
Old age should burn and rave at close of day
Rage, rage against the dying of the light
Warto sobie pospacerować po L. dłużej, zwłaszcza ‚promenadą’, jest tak sielankowo, ładnie, uspakajająco – tak jak tu:

Następną miejscowością na naszej trasie na zachód jest Pendine, wieś z Historią. To na tutejszej plaży w latach 20-tych odbywało się bicie rekordów świata w szybkości, głównie osobą Malcolma Campbella, faceta z żyłką do spidu i tytułem szlacheckim. Malcolm to figura powszechnie znana i szanowana w Wielkiej Brytanii. Dla tych, co się fascynują cyferkami: ustanowiony przez niego w 1935 roku rekord prędkości prowadzenia pojazdu mechanicznego na stałym lądzie wynosił 485km/godz (bez kilku metrów). Malcolm grał śmierci na nosie całe swoje życie, i zmarł sobie w wieku zawansowanym we własnym łóżku; za to jego syn, Donald, który kontynuował rodzinne tradycje, zginął w wieku czterdziestu kilku lat w trakcie próby poprawienia własnego rekordu prędkości na jeziorze Coniston (Cumbria). Jego słynny bolid, „Bluebird” został wydobyty z dna jeziora dopiero kilka lat temu, razem z doczesnymi szczątkami rekordzisty. Donald Campbell pozostaje do dziś jedyną osobą na świecie, która pobiła rekord prędkości zarówno na lądzie, jaki na wodzie. Co za rodzinka..
Pendine straciło swoją prestiżową pozycję w branży pod koniec lat 20-tych wraz z tragiczną śmiercią innego łamacza rekordów, pan Parry-Thomasa. Imprezę przeniesiono do Utah. Wszyscy wiedzą, że Ameryka ma najlepsze bhp na świecie. Ameryka ma wszystko najlepsze.. Na pocieszenie mieszkańcy i turyści mają Museum of Speed stronka, w którym można zobaczyć między innymi wrak samochodu, w którym Perry-Thomas odbył swoją ostatnią, jakże efektowną, próbę. Wóz nosi wdzięczną nazwę ‘Babs’. Muzeum jest niestety często zamknięte, ale można sobie zajrzeć przez szybkę, o tak:

Na naszej dzisiejszej trasie mamy jeszcze dwie mieścinki – Amroth i Saundersfoot. Amroth składa się głównie z plaży, promenady, pokoi gościnnych i wędek.

A Saudersfoot to miasteczko z portem, tym na zdjęciu na samej górze wpisu, i poniżej. Port szczyci się atmosferą i wyglądem sródziemnomorskim, ale nie daj sie wpuścić w rybę z frytkami w niedużym przybytku przy wjeździe na parking (po prawej) – za śródziemnomorską świeżością ma tyle wspólnego, co Walia z klęską suszy.

No, i pięknie jest. Jedźcie i cieszcie się z tego wszyscy.
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…