Psiajucha i zaraza!! Wybrały się dwie sieroty na Skomer żeby podglądać ptaków i foków, nie sprawdziwszy prognozy pogody. Lać zaczęło w okolicy Swansea, za Carmarthen ciepało żabami wielkości meteorów, a w Martin’s Haven pocałowaliśmy zmokłą kartkę z niegrzecznym napisem „spowodu pogody rejsy odwołuje sie”. Klęska, panie.. Mimo wszystko udało mi się z okna samochodu sfotografować ślimaka oraz ucho od królika.
… Co to jest ten Skomer, zapytasz mimo wszystko, wcale nie zrażony empatycznie tą przykrą okolicznością pogody, która mi sie przydarzyła. Spoko. Otóż Skomer to jedna z kilku wysepek tuż za samym końcem południowo-zachodniej Walii, Pembrokeshire, w niedalekiej odległości od Milford Haven. Wysepki stanowią część parku narodowego Pembrokeshire Coast NP (o którym traktował poprzedni wpis, idzie i przeczyta, jak nie przeczytał) i są oazą dzikiego ptactwa, zwierzątek wodnych oraz tych wszystkich zdziwaczałych homo, w kaloszach i z lornetami, którzy się na nie gapią, okopani na pozycjach, głodni tego jednego strzału, który ich wyniesie na okładkę National Geographic, albo ostatecznie chociaż na rubrykę ‚moje małe hobby” na 24 stronie Gońca Bridżendzkiego. W razie, gdybyś rozpoznał się w powyższym opisie, i jeszcze nie słyszałeś o Skomer, podaję usłużnie, że trzeba się kierować na miejscowość Marloes i tam zaraz za rogiem znajduje się wspomniane wcześniej Martin’s Haven. Może nawet nie być uwzględnione na mapach, takie jest tyciunie, i właściwie składa się tylko z przystani, kibla i pubu „czynnego cały dzień” z wyjątkiem przedziału czasowego między 6 rano a 10 wieczorem. A, no i parking, całkiem spory, o ile dojrzałam, kosztuje 4 funty za cały dzień. Tam zostawiasz samochód i schodzisz płynnie w kierunku niedalekiej przystani, gdzie za opłatą co łaska, ale nie mniej, niż dycha, zostaniesz przetransportowany drogą morską na wyspę. Albo wyspy, bo w ofercie są też rejsy ‚dookoła’, niektóre z przewodnikiem wskazującym odpowiednio: o, tam, tam przed chwilę było widać głowę foki, przegapili państwo, co za pech, a tam to droga na Ostrołękę. Na Skomer mają takie fantastyczne ptaszki zwane puffins, o takie: http://en.wikipedia.org/wiki/Puffin i to one głównie mnie tam ciągną. Najlepszy okres na złożenie im wizyty to przełom czerwca i lipca, czyli tera, no! Jak lubisz sporty ekstremalne, to na wyspie można przenocować, podobno mają tam taki przybytek, standardzik jakieś minus trzy gwiazdki, ale za to, panie, co za adrenalina, pomyśl tylko, budzisz się rano, żeby stwierdzić, że cię troszkę zmyło i właśnie sobie łagodnie przedryfowujesz koło Statui Wolności pod przyjacielskim ostrzałem służb imigracyjnych.
Wybiorę się na Skomer znowu, nic albowiem nie zniszczy mojego ducha i żądzy fotograficznej sławy w Gońcu Bridżendzkim. Wtedy dopisze się stosowny apgrejdzik do powyższego.
Co to ja jeszcze chciałam, yy. Acha. Jak byłam w niedzielę w Londynie to przykuła moją uwagę reklama solarium, mówiąca coś w stylu zaprezentuj wszystkim nową wspaniałą siebie i myśl moja pokrętna a płodna poleciała zaraz znowu w stronę BNP (brytyjskich nacjonalistów), moich ulubieńców na scenie politycznej, jak wiedzą ci, co mnie czytają w miarę leguralarnie. Lecz się często nie ujawniają, bo wstydliwi tacy są, truśki takie malusie, cichusie. No, ale do rzeczy. BNP ma w swoim statusie zapis, który stwierdza, że członkiem partii nie może być osoba o kolorze skóry innym niż biały, nawet, jeśli mieszka w Brytanii od pokoleń. Słowem, BNP postuluje m.in. oczyszczenie kraju ze szkodliwego kolorowego nalotu i zaprowadzenie jedynie słusznych rządów white power. Trochę zaczynają się plątać, kiedy pyta się ich o sposób egzekucji tych planów (jedną z odpowiedzi jest „wyemigrowanie na ochotnika”, serio). Mnie też np. interesuje, jak oddzielą ziarno od plew w rodzinach multikolorowych, gdzie np. jedno z partnerów jest białe, a drugie czarne, i czy w tych rodzinach zamierzają np. rozcinać dzieci na pół, czy też dzielić proporcjonalnie według zawartości białka w moczu. No ale miało być o tym, co mi wpadło do głowy. No więc tak sobie wymyśliłam, że fajnie by było, jakby ktoś wynalazł coś przeciwnego do solarium, taki De-tonator, alternatywnie zwany Jacksonaizerem, który oferowałby czarnym Brytyjczykom czasowe wybielenie skóry, nie na długo, ot na tyle, ile trwa opalenizna, i na tyle, żeby mogli się zapisać do BNP. Zdjęcia do legitymacji zostały by dostarczone komórce rekrutacyjnej partii po dwóch tygodniach. Hi, hi..
Trochę skłamałam z tym uchem od królika. Ale było zabawnie, nie..? Tja.