No do czego to. Po dwudziestu latach człowiek wianek odzyskał.
Odzyskanie wianka zawdzięczam Monice i Adamowi, naszym gospodarzom, oraz pięknej szwedzkiej tradycji Midsommar, czyli takiej naszej nocy świętojańskiej. Nocy letniego przesilenia, tańców, hulanek i swawoli przy życzliwym wsparciu ze strony napojów wysokoprocentowych.
Chodzi, rozumiesz, o to, że Szwedzi są podobno z natury zimni i powściągliwi, co sama kilkakrotnie zauważyłam przy próbach zarzucenia profesjonalnego small talku w kafejkach. Ale przychodzi ten jeden dzień w roku (może jeden z dwóch czy trzech) kiedy kraj spotyka się żeby postawić ukwiecony słupek, odtańczyć kolektywnie wokół ukwieconego słupka taniec radości dorównujący najlepszym polskim tradycjom weselno-wkółeczkowym, a następnie wywijać z przytupem do białego rana, co z sumie może troszku konfudować z uwagi na trwające właśnie białe (szare) noce.
I tak, jeśli z czymś ci się kojarzy kształt ukwieconego słupka, to nie jesteś aż tak daleko od prawdy, bo Midsommar to także święto płodności; najwięcej dzieci podobno rodzi się w 9 miesięcy po nim.
To fajna sprawa łącząca całą lokalną społeczność. Można sobie np. poprzeciągać linę, wbić gwóźdź na czas, spróbować szczęścia w loterii, i, oczywiście, nabyć drogą kupna tradycyjne ciacho upieczone złotymi rękoma miejscowego koła gospodyń wiejskich.
Każdego roku pod ukwieconym słupkiem lokalny fotograf robi zdjęcie wszystkim dzieciom ze społeczności, tworząc jedyną w swoim rodzaju kronikę: kto przybył, kto wyrósł, kto już prawie przestał być dzieckiem. Nie wiem, czy jest to szersza tradycja, czy tylko wyjątkowa dla tej konkretnej społeczności, ale z pewnością bardzo mądra.
Mieliśmy szczęście, bo doświadczyliśmy prawdziwego Midsommaru, organicznego, nie odstawionego na potrzeby turystów; to było coś szczególnego, coś innego. A na deser byliśmy gośćmi przemiłej polsko-szwedzkiej pary; konwersacja przy stole odchodziła w trzech językach naraz i o dziwo wszyscy się świetnie rozumieli. Ania prawie straciła przytomność z wrażenia kiedy przy stole pojawiła się na chwilę Prawdziwa Finka. To dla mnie prawie tak egzotyczne jak spotkać kogoś z Borneo. Cudo. A tu, proszę, imponujący tradycyjny szwedzki przysmak, torcik krewetkowy wykonany zdolnymi rękami Katarzyny. Wszystkie Katarzyny to fajne dziewczyny, wiem co mówię, bo mam tak na drugie.
I jeszcze coś: miało padać, a nie padało. Po raz kolejny teoria o tym, że wszędzie zabieram ze sobą przynajmniej przyzwoitą pogodę sprawdziła się. Może ktoś spragniony lata i mieszkający w jakimś fajnym kraju o fatalnym klimacie chciałby mnie do siebie zaprosić..?? Haaalo.. no do ciebie mówię..
A za przepiękny wianek dziękuję Monice; obiecałam sobie go już więcej nie stracić, ale nie wyszło.. Oh, well.
A falująca woda jest tam gdzie? Oj chyba nie morze.
była, ale nie falowała. to i wianka jakoś nie rzucił.
Przecież zapraszam ;)
Fajny ten Midsommar. Hmmm… To mówisz, że za 9 miesięcy…?
No to nastepny Midsommar w Norrland ;) Pozdrowienia dla Moniki ;-*
byłam, widziałam, mam t-shirt :) północ to mam nadzieję porządna wyprawa kiedyś będzie.
Czekam :)
w zadnym wypadku :) co do reszty, to wciąż myślę o tym następnym roku. Wolałabyś mieć ładny maj czy wrzesień? Jestem otwarta na próby korupcji.
Kurcze, nie wiadomo czy się cieszyć czy płakać – co na to mąż ;-P Fajne to święto, u nas w Gdyni też się robi różne rzeczy, ale nie są tak pięknie „pogańskie”. Czyli są koncerty dużo ludzi, pszczają wianki na Bałtyk, a ostatnio lampiony w powietrze. Ale Midsommar jest superowszy!
Nie wspomnę o torcie hahaha
Pozdrowienia
No patrz, a ja takiego polskiego nigdy nie widziałam :/ Może kiedyś, ech
ale to na zasadzie jak sobie puścisz to będzie wianek płynął – bez organizacji
Super to opisałaś, święto weselno wkółeczkowe ;-)
A Finów to Ci u nas dostatek!
No takie było :) cudne.
Hair garlands are always a good look!
When fresh at least ;)
Hm, gdybym wiedziała, że moja teściowa, Hilkka zrobi na Tobie takie wrażenie, zapytałabym, czy mogłabyś jej dotknąć. Jest miękka i ciepła :)
Wiesz, ja w łonie nosiłam 1/4 Fina, więc też jestem jakby trochę „sfiniona” :)
Cieszę się bardzo, że zabraliście ze sobą miłe wspomnienia znad naszego rozchybotanego kuchennego stołu. I że Wam smakował mój pierwszy w życiu tort kanapkowy!
I na koniec, wiesz Kaśka, Anki też są całkiem całkiem. I Moniki absolutnie też :)
Buźka!
(Tu 22.33 a dopiero zapada – podeszczowa – szarówka…)
Zdecydowanie wyglądała na miękką i ciepłą:)
Pani kochana, ta wizyta u was była niewątpliwie jednym z gwoździ programu, zaraz obok tego zachodu słońca o faktorze opadniętej szczęki. Moniki też absolutnie:) Całusy!
dzięki za poznanie cudnych zwyczajów w Szwecji
Słyszałam o misdommer, bo wianki teraz w modzie, także warto ten… zachować.